Posłowie

Well…

Cześć, wszystkim. Will z tej strony.

Pewnie wiecie czemu tu jestem. To nie jest jakaś wielka tajemnica, że to miejsce dogorywa od ostatnich paru lat. Raczej mało kto się tu jeszcze ostał (i słusznie, po tej ciszy radiowej), ale i tak zdecydowałam się wrzucić tego posta i napisać parę słów, coz y’know. Everybody needs some kind of closure.

Shun: Będziesz tak pierdolić pół-inglisz pół-polisz?

Oh, i Shun tu dalej jest, fucking great. Myślałam, że chociaż z niego wyrosłam, ale taki mamy klimat najwyraźniej.

Anyways, let’s get this party started.

Kiedy zaczęłam pisać tego bloga miałam 14 lat.

Shun: 13 lat.

Pardon?

Shun: Miałaś 13 lat, sprawdziłem.

Well, fuck me sideways. Pocieszałam się, że nie minęła jeszcze pełna dekada, ale skucha, okazuje się że tak xd. W marcu skończę 24 lata, moi drodzy. Jestem na ostatnim roku studiów filologicznych z angielskiego, w lipcu mam obronę magisterki i mam więcej lat na karku niż rougly 78% moich ulubionych fikcyjnych postaci.

Shun: Pozostałe 22% jest w dużej mierze nieśmiertelne, więc nawet się nie wlicza.

Yes, thank you for that clarification. Anyways, what I’m trying to say is, jestem już stara. Nie „jedna-noga-w-grobie stara” (choć czasem mam takie wrażenie) tylko zwyczajnie… *wzdryg* dorosła. I nie zrozumcie mnie źle, bo mam całą górę dowodów na to, że nie wydoroślałam ani trochę przez te dziesięć lat (gadanie z wymyśloną postacią we własnej głowie mogłoby być na samej górze tej listy, chociaż zaczynam podejrzewać, że ta konkretna przypadłość może być zalążkiem bipolara). Ale jednocześnie, no, zmieniłam się. Przede wszystkim pod kątem pisania, ale też w kwestii po prostu no… życia, I guess.

Shun: Jak dla mnie jesteś równie elokwentna, co zawsze.

Thanks, pookie.

To nawet nie jest tak, że nie mam czasu pisać. Prawdę mówiąc pisałam w chuj dużo przez te ostatnie pięć lat, tylko 90% z tych tekstów to roleplaye pisane na discordzie z moją besto friendo, tworzone bardziej żeby się wyżyć i absolutnie nie nadające się do jakiejkolwiek publikacji (a przynajmniej nie na razie).

Shun: Dla sprostowania, żaden z nich nie jest z Króla Szamanów.

Hell, żaden z nich nie jest nawet hetero xD. Suprise, everyone, Will has been rolling with the LGBT przez cały ten czas.

Shun: Zatrważające. Nie wiem jak się po tym pozbieram. To nie tak, że jesteś praktycznie chodzącą biseksualną flagą.

Przyganiał kocioł garnkowi, bitch, sam jesteś queer-coded.

My coming-out aside, weszłam tu dzisiaj, bo przypomniałam sobie o istnieniu tego miejsca randomowo po TRZECH LATACH nie myślenia o nim wcale i, holy fucking shit, jeśli pandemia i remake anime nie zmotywowały mnie do powrotu do regularnego pisania tej historii to raczej już nic tego nie zrobi, a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. Prawda jest taka, że nie cierpię, kiedy autorzy porzucają swoje fanfiction bez zakończenia. Starałam się nie być jedną z tych osób i nawet mi się to udało, I guess, bo zarówno Bakugan jak i Tytani swoje zakończenia miały, nawet jeśli były one trochę nieudolne (spójrzmy prawdzie w oczy, tho, jak się patrzy z perspektywy studenta literatury na historyjki pisane za dzieciaka to wszystko wydaje się nieudolne XD). Nie chcę mówić, że drugi part historii nigdy nie powinien mieć miejsca (chociaż ta myśl przeszła mi raz czy dwa przez głowę), ale poza bardzo mglistą myślą przewodnią, na ten moment nie mam pojęcia jak dalej poprowadzić to co tu stworzyłam. Szczerze zastanawiałam się czy nie usunąć tych rozdziałów, ale nie przeszkadzają mi w żaden sposób więc raczej je zostawię. Jest szansa, że wrócę kiedyś do historii, którą chciałam tu stworzyć i miło byłoby mieć jakiś szkielet fabuły, jeśli ten moment nastąpi. Nienawidzę zostawiać rzeczy niedokończonych i jest mi strasznie przykro, że teraz to robię, ale zwyczajnie już tego nie widzę. Nie teraz i nie na tej stronie.

Także, ten. „Zawsze przeciw całemu światu” jest oficjalnie zawieszone/zakończone, zależy w którym miejscu widzicie koniec.

Shun: Will zostanie przy myśli, że jest zawieszony, bo lubi się nad sobą umartwiać.

… Pal licho BPD, ten typ może być manifestacją mojej depresji po prostu. Pasowałby idealnie.

Shun: To jest post pożegnalny czy psychoanaliza?

Oba. To bardzo nieudolna wersja obu.

Wracając do tego, co istotne. Dziękuję wszystkim, którzy się tu ostali, za czytanie i wsparcie i przepraszam na kolanach, że tak długo trzymałam was w tym dziwnym stanie zawieszenia. Nie planuję usuwać bloga, chociaż nie obiecuję, że WordPress sam czegoś nie odwali (niektórzy z nas jedną czystkę blogową już przeżyli po upadku oneta XDD), ale raczej nie będę tu już za często zaglądać.

Shun: Bo teraz zaglądałaś…

Hush! Ważna rzecz teraz: Jeśli kogoś dalej interesuje okazjonalne czytanie moich wypocin to mam konto na Fanfiction.net… na które również nie wchodzę. Ale za to bywam dość często na AO3 i szczerze rozważam przeniesienie tam chociaż części swoich tekstów, po drobnej (ogromnej…) obróbce technicznej. Więc jeśli ktoś chciałby mnie złapać, to wrzucam pod spodem linki do kont, pod którymi jestem najbardziej aktywna. Piszcie śmiało, choćby żeby pogadać, ja nie gryzę.

Shun: Lies.

Okej czasem gryzę, ale fizycznie, a nie słownie, więc powinniście być bezpieczni, słowo harcerza.

Do ponownego napisania, moi drodzy. Let us meet again when the flowers bloom~

Will

~~~

Linki linkunie:

https://archiveofourown.org/users/Willow_Cole

https://www.tumblr.com/willowcole?source=share

https://x.com/willcia07?t=OLZ72fU5vh8kxWO4zyWxXQ&s=09

https://www.fanfiction.net/u/7399470/Will-Cole

Shaman King II ~ Rozdział 5. Do Izumo.

Tamao patrzyła jak płomienne włosy demona znikają na tle pomarańczowego nieba.

-Co teraz?- zapytała Rena, który właśnie kończył zbierać z ziemi torby z zakupami, o których zdążyła już zapomnieć.

-Biegniemy.- powiedział.

Tamamura przytaknęła i zabrawszy od niego torbę ruszyła przodem. Ren pomyślał jeszcze o Milli i zapobiegawczo zgarnął jeszcze z trawy jedną z kul z jej broni. Zaraz później od głównej drogi dobiegło wycie policyjnych syren.

*

Yoh nie był specjalnie zmartwiony, kiedy minęło ustalone przez Annę pięć minut, a po jego bracie i Tamao wciąż nie było śladu. Jeśli spędzali razem miło popołudnie, czy to sami czy z Renem, to dobrze dla nich, może Hao w końcu zauważy jaki skarb ma tuż pod nosem…

Tsa, jasne., Yoh aż przewrócił oczami. Pomimo całej swojej inteligencji i taktu, jego brat bywał jeszcze bardziej nieświadomy, kiedy w grę wchodziły uczucia niż Ren, co samo w sobie było niemałym wyczynem.

Cóż, w takim razie przynajmniej on będzie miał więcej czasu na nacieszenie się Anną. Teraz fukała pod nosem coś o stygnącym jedzeniu, z rękami skrzyżowanymi na piersiach i bosą stopą nerwowo stukającą o podłogę. Normalnie ta postawa znaczyła, że ktoś zaraz dostanie srogie manto i Yoh cieszył się w duchu, że tym razem kto inny stoi pod ścianą.

-Może zaczniemy bez nich?- zasugerował po chwili.- Jak przyjdą na zimne to ich strata.- dodał, posyłając jej beztroski uśmiech, który w następnej sekundzie zniknął. Poczuł jak krew zamarza mu w żyłach, a po kręgosłupie przebiega lodowaty dreszcz.

Zerwał się na nogi i złapał spojrzenie Anny w niemym zapytaniu, czy ona też to poczuła. Jej postawa wciąż była napięta, a brwi ściągnięte, ale wyraz niepokoju w jej oczach nadawał im zupełnie innego znaczenia.

-Hao.- powiedział tylko. Nie wiedział, co się stało, ale jednej rzeczy był pewien – jego brat był niebezpieczeństwie i to na tyle poważnym, by jego szamański instynkt zaczął działać.

-Dzwonię do Tamao.- Ledwie Anna skończyła wymawiać imię przyjaciółki, w korytarzu rozdzwonił się telefon. Yoh praktycznie rzucił się na słuchawkę.

-Asakura.- powiedział, nie tracąc czasu na zbędne uprzejmości. Z drugiej strony dobiegł dobrze mu znany głos Tamao.

-Zostaliśmy zaatakowani po drodze do zajazdu.- Tamamura praktycznie wysapała do słuchawki.- Hao jest ranny.- dodała, a Yoh serce podeszło do gardła.

-Gdzie jesteście?- zapytał, w myślach już kalkulując wszystkie najkrótsze trasy do mieszkania młodego Tao. Tamao brzmiała jakby biegła, więc pewnie udało im się uciec… chyba, że biegła wezwać pomoc.

-Właśnie z Renem… minęliśmy Cheesy’s… ale zostańcie na miejscu… Hao będzie u was szybciej.- wyjaśniła, z krótkimi przerwami na złapanie oddechu.

Yoh odetchnął w duchu. Czyli mieli ze sobą Rena i byli już w drodze do domu. Cheesy’s było barem z fast foodami, który zdarzało im się notorycznie odwiedzać po drodze ze szkoły. Jeśli utrzymają tempo będą w Funbari Onsen za jakieś dziesięć minut, a Hao – jeśli wierzyć słowom Tamao – lada moment. I był ranny. Cudownie.

I pomyśleć, że dzień zapowiadał się tak dobrze.

-Są za Cheesy’s.- rzucił do Anny, która i tak słyszała mniej więcej wymianę zdań i już zajmowała się przywoływaniem Ponchiego i Konchiego skądkolwiek się zaszyli.- Anna wysyła do was twoje duchy.- powiedział, wracając do słuchawki. Nie trzeba dodawać, że był to bardzo łagodny eufemizm na to, co Anna właśnie robiła stróżom Tamao. No, ale tym razem wyjątkowo im się należało za nie przypilnowanie swojej szamanki.- Potrzebujecie wsparcia?- zapytał jeszcze.

-Damy radę… zajmijcie się Hao.- wydyszała i rozłączyła się.

Yoh odwiesił słuchawkę i pobiegł wygrzebać apteczkę z szafki w kuchni.- Tamcia mówiła, że Hao jest ranny.

-Skoro zabierają go tutaj, a nie do szpitala, to raczej nie umiera.- odparła Anna, pozornie neutralnym tonem, choć Yoh wyczuł w nim cień troski. Znał ją już na tyle dobrze by wiedzieć, że próbuje dodać im obu otuchy. Na swój własny sposób, ale jednak.

-Umiera czy nie,- powiedział, zostawiając apteczkę w salonie, skąd było najbliżej do wejścia.- I tak wolałbym mieć tutaj teraz Fausta. Albo babcię Kino!- zawołał i postanowił skoczyć jeszcze po czyste ręczniki. Tak na wszelki wypadek.

Dosłownie chwilę później – zanim Yoh zdążył wydreptać ścieżkę w salonie z nerwów – od strony tylnego wejścia do zajazdu nadleciał nagle silny podmuch wiatru i dziwny, trzepoczący odgłos, a potem przez drzwi przeszedł wysoki, kolorowy osobnik, którego młody Asakura pierwszy raz widział na oczy. I może zatrzymałby na nim wzrok na dłużej – bo naprawdę było na co popatrzeć ze skrzydłami zajmującymi większość korytarza – gdyby nie wyraźnie skrępowany i przede wszystkim ranny Hao, którego trzymał w ramionach.

Yoh wymsknęło się na ten widok równie zszokowane, co spanikowane – Hao!- Jednak brat ledwo zwrócił na niego uwagę, zbyt zajęty czerwienieniem się jak piwonia i kapaniem krwią na świeżo umytą podłogę Anny.

-Postaw mnie już błagam.- jęknął do nieznajomego. Palce prawej ręki zaciskał kurczowo na lewym ramieniu.

-A ustoisz?- odparł przekornie mężczyzna. Yoh ocknął się z chwilowego szoku i pokazał rudowłosemu drogę do salonu, gdzie ten posadził Hao przy wcześniej przygotowanych ręcznikach.

Yoh ostrożnie odsunął rękę brata od jego ramienia, żeby zobaczyć ranę, po czym przeklął pod nosem. Cały rękaw jego koszuli był umazany na czerwono, zarówno z przodu jak i z tył, choć od strony pleców krwi było znacznie więcej.

-Co się stało?- zapytała Anna.

Hao uchylił zaciśnięte w cienką linię wargi, żeby odpowiedzieć, jednak mężczyzna go uprzedził.- Jeśli dobrze zrozumiałem sytuację, jego ex go postrzeliła.

-Kto go postrzelił?- zapytał młody Asakura, zwracając na rudowłosego spojrzenie pełne niedowierzania, podczas gdy Hao wyglądał na gotowego spalić go żywcem choćby i bez Ducha Ognia.

-Wpadliśmy na Millę po drodze do domu.- wyjaśnił szybko, choć nie bez trudności.- Zaatakowała nas, nie mam pojęcia czemu. Kula zrobiła coś z moim foryoku, w ogóle nie mogę go użyć.- powiedział, ograniczając się do najważniejszych informacji. Sam nadal niewiele rozumiał z tego, co się stało, ale podobnie jak reszta miał świadomość, że na pozostałe pytania przyjdzie czas później.

Zdrową ręką pomógł Yoh odpiąć guziki swojej koszuli na tyle na ile był w stanie, po czym ograniczył wiercenie się do minimum, kiedy brat zsuwał mu ją z postrzelonego ramienia. Młody Asakura syknął cicho pod nosem. Jego wiedza medyczna sama w sobie była dość okrojona, a o ranach postrzałowych wiedział szczególnie niewiele, ponieważ jako szermierz rzadko miał z nimi do czynienia. Wiedział, że postrzały kończyn zazwyczaj mocno krwawią – Hao dostał w ramię, ale na tyle wysoko, że zapięcie nad raną opaski uciskowej było niewykonalne – oraz, że zazwyczaj towarzyszyły im uszkodzenia kości. Poza dość niewielką raną z przodu, Hao miał również znacznie większą ranę wylotową, która krwawiła na tyle obficie, że bez szwów mogło się nie obejść. Yoh zabrał się za przemywanie zaczerwienionej skóry mokrym ręcznikiem, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz przeklinając w duchu nieobecność Fausta.

-A kim ty jesteś?- Anna zwróciła się do nieznajomego, gdy Yoh zajęty był bratem. Jej wzrok był nieufny, a brwi zmarszczone w ponurej koncentracji.

-Nazywam się Feniks.- powiedział z tym samym lekkim uśmiechem i skłonił się, zupełnie nieprzejęty wrogością Kyoyamy. Jeśli dziewczyna była choć trochę zaskoczona tożsamością winowajcy, to nie dała tego po sobie poznać.- Piekielny markiz i nowy duch stróż Hao, jeśli mnie przyjmiecie, oczywiście.

Po tych słowach nawet pobladły z bólu i utraty krwi Asakura, spojrzał na niego z szokiem.- Mówiłeś, że przysłała cię Hikari.

-Żebym został twoim stróżem.- uzupełnił.- Jest przekonana, że skoro radziłeś sobie z Duchem Ognia, to ze mną również sobie poradzisz. Szczerze, sam dowiedziałem się dosłownie chwilę temu.- powiedział jeszcze, gdy bliźniacy posłali mu identyczne, skonfundowane spojrzenia.- Miałem poczekać jeszcze na ducha dla Yoh, ale akurat byłeś w niebezpieczeństwie, więc wysłała mnie przodem.

-Nie mogła po prostu odesłać nam Ducha Ognia?- zapytała Anna w tym samym momencie, w którym Yoh powtórzył „Ducha dla mnie?”, wciąż nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje.

-Jest uh… potrzebny w Pałacu.- odparł lakonicznie.

Yoh odrzucił, zakrwawiony ręcznik z powrotem do miski z wodą i westchnął.- Okej, to tak.- zaczął, po czym zdał sobie sprawę, że brzmi jakby naprawdę miał jakiekolwiek pojęcie o tym, co robi. Z tym, że nie miał.- Z raną z przodu powinno być wszystko w porządku, praktycznie już nie krwawi, w odróżnieniu od wylotowej, która raczej nie zamknie się sama z siebie. Musielibyśmy ją zszyć, ale nie wiem jak to zrobić, plus, nie mamy odpowiedniego sprzętu.

-Możemy ją przypalić.- rzucił Feniks, ze swojego miejsca pod ścianą.

Przypalić?, pomyślał Yoh z przerażeniem, wyszczerzając na niego oczy po raz trzeci już w trakcie ich krótkiej znajomości. I to jeszcze bez żadnych środków przeciwbólowych?

Ten pomysł brzmiał równie okropnie, co porywanie się na szycie rany bez odpowiednich antyseptyków i zielonego pojęcia o tym jak się szyje cokolwiek. Co gorsza, Hao wyglądał jakby faktycznie go rozważał.

-Dalej wolałbym zabrać cię po prostu do szpitala.- powiedział cicho młody Asakura, obdarzając brata zmartwionym spojrzeniem.

-Za duże ryzyko.- odparł.

Ludzcy lekarze nie pomogą na szamańską stronę jego problemu, a policja będzie szukać uczestników i świadków strzelaniny w parku, jeśli teraz zgłosi się do szpitala, będzie musiał odpowiadać na zbyt wiele niewygodnych pytań. Nie wspominając już o tym, że skoro Milla wytropiła go w miejscu publicznym raz, to mogła zrobić to podobnie, a pojedynkowanie się z nią w szpitalu było okropnym pomysłem.

Hao potrzebował lekarza, ale jeszcze bardziej potrzebował odpowiedzi. Połowa ich przyjaciół była rozrzucona po całym świecie, a najbezpieczniejszym miejscem jakie przychodziło mu do głowy było…

-Pojedziemy do Izumo.- oznajmiła Anna, wyrażając na głos to, o czym obaj z Yoh pomyśleli.- Zatamuj krwawienie na ile będziesz w stanie i opatrz go, a ja pójdę zadzwonić.- dodała, po czym odeszła do telefonu. Krótką chwilę później Yoh usłyszał jak spokojnym głosem tłumaczy osobie po drugiej stronie, co się wydarzyło i obiecuje, że przyjadą jeszcze tego dnia, a najpóźniej jutro w godzinach porannych. Musiała rozmawiać z dziadkiem Yohmei, bo babcia nie zwykła odbierać telefonów, a jego rodziców nie powinno być jeszcze w domu o tej godzinie, nie w środku tygodnia.

Ledwo odłożyła słuchawkę, a drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i wbiegł przez nie lekko zdyszany Ren. Zaraz po nim do środka wpadła Tamao z Konchim i Ponchim na ogonie. W odróżnieniu od młodego Tao ledwo łapała oddech, a gdy tylko zobaczyła, że Hao żyje i nadal jest przytomny z cichym jękiem osunęła się po ścianie w salonie.

-Jak twoje foryoku, Asakura?- zapytał Ren.

Hao wziął głęboki, odrobinę niepewny wdech i przymknął oczy, a gdy otworzył je chwilę później na jego twarzy widniał grymas bólu. Pokręcił głową.- Mam wrażenie, że nadal gdzieś tam jest, po prostu… boli, kiedy próbuję po nie sięgnąć.- dodał, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa, na falę lodowatego żaru, który przenikał każdą komórkę jego ciała. W tej sytuacji, krwawienie naprawdę było jego najmniejszym problemem.

Aczkolwiek mimo wszystko wciąż problemem, podobnie jak fakt, że całe jego ramię przenikał promieniujący ból, porównywalny do trzymania ręki w ognisku. Yoh skończył owijać go bandażem i sięgnął po temblak. Umieszczenie w nim ręki nie obyło się bez bolesnego zaciskania zębów, ale Hao poczuł się znacznie lepiej, gdy część ciężaru została przejęta przez materiał.

Kawałek dalej Ren i Tamao, tłumaczyli z większymi szczegółami, co dokładnie zaszło, ale Hao nie mógł skupić się na rozmowie, kiedy jego umysł i ciało bombardowało tak wiele bodźców. Z pojawieniem się Tao i Tamamury wróciło również Reishi. Hao czasem zapominał, że zarówno jego brat jak i szwagierka potrafią blokować swoje umysły. Zamknął oczy, odruchowo próbując się wyciszyć, po czym westchnął ciężko, gdy dotarło do niego, że bez foryoku nic z tego nie będzie. Lepiej, żeby ktoś z Izumo faktycznie potrafił wyjaśnić, co się z nim dzieje, bo nie zbyt przepadał za słuchaniem myśli wszystkich dookoła, nawet jeśli byli to jego najbliżsi przyjaciele. Czy raczej szczególnie wtedy.

-I jesteście absolutnie pewni, że to była Milla?- rzuciła Anna.

-Tak.- odparł Hao w tym samym czasie w którym Tamao powiedziała „Nie.” Spojrzeli po sobie i Hao westchnął ciężko, nagle bardzo zmęczony.- Teraz już nie mam pewności. Wyglądała jak ona, ale…

Ale poza tym w ogóle nie przypominała dziewczyny, którą była jeszcze kilka miesięcy temu, zeszłego lata, kiedy to widzieli się po raz ostatni. I to nie tylko pod względem zachowania. Jej foryoku było… inne. Chłodne. Jakby skażone? Hao dalej nie miał pojęcia, co dokładnie zrobił z nim jej atak, ale wiedział, że nigdy wcześniej nie miała takich umiejętności. Nie dlatego, że była słaba, ale dlatego, że to zwyczajnie nie był jej styl walki. Milla, którą znał, nie używała broni palnej do kontroli ducha, nie wspominając już o tym, że nie było z nią Kirito. Zdarzało się, że szaman i jego stróż rozchodzili się w swoje strony, owszem, ale z tego, co Hao wiedział – a po prawie dwóch latach związku znał swoją byłą dziewczynę całkiem dobrze – Kirito nie miał zamiaru w najbliższej przyszłości przechodzić na tamten świat.

-Może jest opętana?- zasugerował cicho Yoh.

Ren wycofał się z salonu bez słowa wyjaśnienia, wyciągając po drodze telefon z kieszeni. Hao nie musiał czytać jego myśli, by wiedzieć, że poszedł zadzwonić do Nancy.

-Nie wiem. Możliwe. Moje Reishi w ogóle na nią nie działało.- dodał Asakura, krzywiąc się mimowolnie.

Musiał wiedzieć, co się stało z Millą, a nie będzie mógł jej pomóc, jeśli zginie w trakcie. Potrzebował swojej mocy. Oraz informacji, z którą jak na razie było marnie. Wnioskując po nieprzyjemnej wiązance przekleństw, która odbijała się echem w jego głowie i pochodziła najpewniej od Rena, on również nie miał szczęścia na tym polu. 

-Nancy nie odbiera. Nie ma w ogóle sygnału, więc albo wyłączyła telefon albo…- powiedział z wyrazem opanowanego wkurwienia na twarzy, jak zwykle próbując ukryć troskę pod maską gniewu.

-Kiedy ostatnio z nią rozmawiałeś?- zapytała Anna.

-Chyba w zeszłym miesiącu?- odparł po krótkiej chwili, ściągając brwi.- Dzwoniła pochwalić się wynikami egzaminów. Pogadaliśmy chwilę, mówiła, że wszystko u nich okej. 

Nikt nie powiedział tego na głos, ale wszystkie osoby obecne w salonie poza Feniksem wiedziały, że Nancy odezwałaby się do nich od razu, gdyby jej rodzinie coś groziło, a to mogło znaczyć tylko jedno – nie miała jak. Niekoniecznie dlatego, że siedziała w tych kłopotach razem ze swoją siostrą, ale… no, było to na pewno najbardziej prawdopodobne założenie.

-Mamy jeszcze numer stacjonarny.- powiedziała Anna i razem z Renem wrócili do telefonu, żeby zadzwonić do rodziców bliźniaczek.

Yoh zdał sobie sprawę, że palce Hao boleśnie ścisnęły jego dłoń, która do tej pory spoczywała luźno obok i westchnął cicho odwzajemniając uścisk.

-Znajdziemy je.- powiedział pocieszająco z przekonaniem, którego sam do końca nie czuł.

*

Amidamaru nie był pewien jak dużo czasu spędził przemierzając zaświaty w towarzystwie Shinsuke i przodka Yoh. Nie wiedział nawet czy wewnątrz Króla Duchów takie pojęcie jak upływ czasu w ogóle funkcjonowało, ani czy działało w ten sam sposób, co na Ziemii.

Przemieszczali się głównie w ciszy. Czasem Shinsuke zamienił z Amidamaru parę zdań odnośnie Wielkiego Ducha i funkcjonowania Zaświatów, które zazwyczaj opatrzone były cichymi fuknięciami ze strony Hao. Samurai postanowił tego nie komentować i dla własnego spokoju udawał, że Onmyouji z nimi nie ma.

I chociaż nie czuł fizycznie żadnego zmęczenia, to po pewnym czasie podróż zaczęła mu się nużyć. Zwłaszcza, że nie wiedział do jakiego miejsca dokładnie zmierzają.

-Kiedy będziemy na miejscu?- zapytał.

Shinsuke w odpowiedzi tylko skinął głową przed siebie, a Amidamaru zdał sobie sprawę, że Asaha już się zatrzymał, kilkadziesiąt metrów przed nimi i teraz czeka, aż do niego dołączą. Tuż za nim znajdowały się zamknięte, skute lodem drzwi, nie różniące się niczym od tysięcy innych, które minęli po drodze. Samurai zauważył, że nie było w nich ani zamka. ani klamki.

-Właśnie dotarliśmy.- powiedział Shinsuke, kładąc dłoń na chłodnej tafli lodu i po całej powierzchni drzwi rozlało się jasne światło.

Asaha z Duchem Ognia w kulistej formie przeszli przez nie jako pierwsi. Shinsuke posłał samuraiowi zachęcające spojrzenie i sam ruszył przed siebie. Amidamaru przypominał sobie jeszcze raz, że robi to dla Yoh, po czym również zniknął w białym blasku.

*

Obiecałam rozdział do końca wakacji, ale nie mówiłam, że chodzi mi o studenckie wakacje, cnie? XD Oh well, mam nadzieję, że będzie to jakieś pocieszenie dla tych z Was, którzy są jeszcze w szkole ^^”

Shaman King II ~ Rozdział 4. Ogień i Lód

„The saddest thing about betrayal is that it never comes from your enemies.”

W pokoju zapanowała nagle zupełna cisza. Feniks dopiero po chwili zdał sobie z tego sprawę i odwrócił się w stronę Królowej. Nadal siedziała na blacie z teraz prawie już pustą miską popcornu między nogami, ale jej postawa była nienaturalnie sztywna, a twarz skamieniała i kompletnie wyprana z emocji. Jej wzrok utkwiony był w jednym punkcie na ścianie, ale wystarczyło jedno spojrzenie w jej czarne, pozbawione wcześniejszego blasku oczy, żeby Feniks nabrał pewności, że bez względu na to co sie działo z jej ciałem, duchem Hikari była daleko stąd.

Następne kilka minut ciągnęło się jak godziny, a z każdą upływającą sekundą niepokój Feniksa wzrastał. W końcu jego uszu dobiegł cichy oddech i Królowa zamrugała oczami, aczkolwiek jej wyraz twarz i postawa nie rozluźniły się ani trochę. O cokolwiek chodziło, nie mogło to być nic dobrego.

Jego przypuszczenia potwierdziły się, gdy tylko na niego spojrzała.

-Zmiana planów.

*

-M-Milla?

Młodsza z bliźniaczek Wilson stała nie więcej jak dwadzieścia metrów dalej i celowała w niego z jeszcze dymiącej lufy. Jej twarz przypominała kamienną maskę, a przepełniony furyoku pistolet nawet nie zadrgał w jej drobnej dłoni, gdy ponownie nacisnęła spust. Kula roztrzaskała ławkę po drugiej stronie chodnika.

Tamao, wciąż na ziemi, przyglądała się z rosnącym przerażeniem, jak Hao z trudem rzuca się na bok by uniknąć ataku. Jego dłoń odruchowo zaczęła wykonywać gest do przywołania Ducha Ognia, po czym zamarła w połowie i długowłosy przeklął pod nosem. SoF przeszedł na drugą stronę miesiące temu, pod pretekstem dołączenia do swoich braci i choć Hao zazwyczaj nie odczuwał jego nieobecności aż tak bardzo jak jego brat tęsknił za Amidamaru, tak teraz oddałby wszystko, żeby mieć go przy swoim boku.

Byli na kompletnie przegranej pozycji. Jeszcze chwilę wcześniej wracali do zajazdu ze spotkania z Renem. Nie mieli ze sobą ani broni, ani Duchów Stróżów, jedyne co im zostało to ich własne furyoku. Gdyby nie wizja, którą Tamao zobaczyła w dosłownie ostatniej sekundzie i jej szybki czas reakcji, Hao byłby martwy. Jej zakupy wciąż leżały na chodniku, tam gdzie porzuciła je przed rzuceniem się na Asakurę. Zorientowała się, że dalej ma na sobie torebkę, a w niej telefon. Może zadzwonić po pomoc! Dyskretnie sięgnęła po niego ręką, starając się nie ruszać za bardzo, żeby nie ściągnąć na siebie uwagi Wilson – tylko tego Hao by w tym momencie brakowało, martwienia się o nią, a nie o siebie.

-Milla, co jest…?- Hao krzyknął w jej stronę, szybko podnosząc się na nogi, ale pozostając w pozycji, z której łatwo odskoczyć na bok w razie potrzeby. Na chwilę odwrócił wzrok w stronę Tamao, jakby sprawdzał czy wszystko z nią w porządku, po czym całą uwagę skupił znowu na… no właśnie. Zagrożeniu? Czy to w ogóle była Milla?

Tamao wygrzebała telefon z torebki i częściowo na ślepo wybrała numer Rena. Jego mieszkanie było znacznie bliżej niż zajazd i zazwyczaj nosił komórkę przy sobie, istniała więc spora szansa, że uda mu się dotrzeć na czas. Ani na chwilę nie odrywała wzroku od sceny przed nią.

-Co to ma znaczyć?- zapytał Hao z lodowatym spokojem, próbując siłą woli uspokoić drżące dłonie.

Wilson nie odpowiedziała. Na jej twarzy nie drgnął ani jeden mięsień, gdy z bezwzględnością kata ponownie wycelowała w niego broń. Jej ruchy były dziwnie mechaniczne i ślamazarne, a oczom brakowało dawnego blasku. Coś zdecydowanie było z nią nie tak. Tamao nie potrafiła stwierdzić co dokładnie, ale wiedziała, że rozmowa może niewiele zdziałać w tej sytuacji.

Hao też musiał dojść do tego wniosku, bo jego spojrzenie nabrało groźnego błysku, a usta ściągnęły się w cienką linię. Tamao wyczuła zmianę w powietrzu, kiedy sięgnął po swoje furyoku. W tym samym czasie Ren odebrał nagle po dwóch sygnałach. Rzucił ciche „No, co jest?” na powitanie i Tamao otwierała już usta, żeby mu odpowiedzieć, kiedy padł kolejny strzał.

Serce Tamao podskoczyło w piersi i musiała zagryźć wargę, żeby powstrzymać się od krzyku, gdy zobaczyła jak kula przelatuje na wylot przez ramię Hao – zrobił unik, ale nie wystraczająco szybko. Ze swojego miejsca słyszała, jak chłopak gwałtowniej łapie oddech, lądując w pozycji kucającej na miękkiej trawie, za koszem na śmieci.

-Milla!- krzyknął.- To ja! Ocknij się!

Pomimo jego starań oczy Wilson pozostały zimne i beznamiętne.

Tamao, co się dzieje?!– Usłyszała w komórce. Milla wciąż trzymała Hao na muszce. Zacisnął rękę na ranie, żeby trochę spowolnić krwawienie, ale nie dało to wiele. Oddychał ciężko, patrząc na blondynkę spod zmarszczonych brwi, a w jego czach czujność i skupienie mieszały się z paniką.

Tamamura drżącym głosem podała mu nazwę parku.- Pośpiesz się.- poleciła jeszcze, ale nie rozłączyła się. Usłyszała na linii trzaśnięcie drzwiami i przytłumiony odgłos kroków. Nawet jeśli wyraźnie rzucił się biegiem to dotarcie do nich i tak zajmie mu przynajmniej pięć minut, a, patrząc na rozwój sytuacji, mogli nie mieć tyle czasu.

*

Kiedy kula przeszyła jego ramię poza rozdzierającym bólem poczuł coś jeszcze: obce furyoku, które zamiast rozproszyć się w powietrzu zdawało się wnikać w pozostawioną ranę i dalej, do wnętrza jego ciała, wywołując przy tym dziwne mrowienie, a potem tępe pulsowanie i chłód. Jego ramię stało w ogniu, tworząc bardzo nieprzyjemny kontrast do zimna rozlewającego się stopniowo po jego członkach i dudnienia w głowie, które nie pozwalało mu sie skupić. Dopiero, gdy spróbował ponownie sięgnąć po energię potrzebną do teleportacji i napotkał pustkę, zdał sobie sprawę, że celem było jego furyoku. Cokolwiek się działo, był odcięty.

Przeklął jeszcze dosadniej niż wcześniej, uderzając potylicą w kamienną obudowę kosza. Nie powinien był czekać. Powinien był złapać Tamao i zabrać ich stamtąd, gdy padł pierwszy strzał. I zrobiłby tak gdyby to nie była Milla. Gdyby to był ktokolwiek inny, nie wahałby się z podjęciem akcji. Nie marnowałby cennych sekund na próbę użycia reishi, które i tak odbiło się od umysłu Wilson jak kauczuk od ceglanej ściany.

Ale to była Milla. Dziewczyna, z którą chodził przez prawie trzy lata i którą dalej kochał jak przyjaciółkę, celowała do niego teraz z wyraźnym zamiarem pozbawienia go życia. W dodatku wyraźnie nie była sobą i korzystała z kontroli ducha, która przynajmniej kilkukrotnie przewyższała to na co było ją stać, gdy ostatnim razem się widzieli.

Jakby tego było mało, właśnie został zapędzony w kozi róg i stracił swoją szansę na wycofanie się.

Hao usłyszał szczęk przeładowywanego magazynka i wyraźne szuranie ciężkich butów o podłoże. Przypomniał sobie nagle, że Tamao wciąż znajdowała się niedaleko linii strzału. Może i Wilson wydawała się być skupiona na nim, ale nie mógł ryzykować, że się rozmyśli. Choć wciąż dzieliło ich dobrych kilka metrów, Hao odbił się z ziemi i ignorując ból rozerwanych mięśni, rzucił się w jej stronę, w dość desperackiej próbie znalezienia się na tyle blisko, by mógł do niej dosięgnąć.

Milla w ułamku sekundy skorygowała cel i nacisnęła spust, a kula pomknęła prosto w stronę Hao. Bez dostępu do swojego furyoku nie miał szans jej uniknąć. Zanim jednak życie zaczęło przelatywać mu przed oczami został chwilowo oślepiony przez ciepłe, jasne światło, które pojawiło się z nikąd tuż przed nim i zaraz później kula odbiła się od czegoś z metalicznym zgrzytem i wbiła się w miękką trawę, niecałe pół metra od jego klatki piersiowej.

To było zdecydowanie zbyt blisko, pomyślał z cieniem ulgi i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że na scenie pojawił się ktoś trzeci.

*

Całość trwała dosłownie dwie lub trzy sekundy, jednak Tamao miała wrażenie, że widzi rozgrywające się przed nią wydarzenia jak w zwolnionym tempie. Wystrzał i fioletowy nabój pędzący prosto na Hao, który wykonał ruch w stronę ziemi, mimo że nie miał najmniejszych szans na umknięcie z jego zasięgu. Fala czystego przerażenia, jaka ją zalała, bo to był koniec, Hao umrze, a ona nie mogła nic zrobić, nic powiedzieć, ani krzyknąć, bo na wszystko było juz za późno…

I nagły błysk promieni słonecznych na ostrzu i metaliczny szczęk, gdy kula zmieniła kierunek. A potem niecały metr od klęczącego na ziemi Hao z ognia wyłoniła się humanoidalna postać.

-Duch Ognia!- szepnęła do siebie w pierwszym szoku, ale wystarczyła sekunda, by zdała sobie sprawę ze swojego błędu. To nie był Duch Ognia. Mężczyzna, który wyłonił się z płomieni był o pół głowy wyższy od Hao i miał długie włosy w kolorze szkarłatu i pomarańczy, które spływały kolejno wzdłuż jego pleców aż do kolan. Ubranie, które miał na sobie było wykonane z lekkiego, przewiewnego materiału i utrzymane w jasnych odcieniach brązu i bieli. Nie wliczając bordowo-czerwonej peleryny, spod której wystawała bogato zdobiona pochwa na miecz, obecnie spoczywający luźno acz pewnie w jego dłoni.

Na szczęście Hao i Tamao nie byli jedynymi osobami, które pojawienie się osoby z zewnątrz wybiło z rytmu. Milla nie wycofała się, ale opuściła nieznacznie broń, a na jej kamiennej twarzy po raz pierwszy pojawił się cień jakieś emocji. Jej brwi poruszyły się nieznacznie, jakby pojawienie się rudowłosego było zmienną, która nie została wcześniej uwzględniona w równaniu i nie miała pojęcia, co z tym fantem zrobić. To dało Hao czas na podniesienie się z ziemi i posłanie Tamao ponaglającego spojrzenia. Tamamura posłuchała i zaczęła się powoli wycofywać poza zasięg wzroku Wilson, choć jej serce wyrywało się w dokładnie przeciwną stronę.

Hao zdusił w sobie wszelkie pytania do nieznajomego jakie kotłowały się w jego głowie i skupił się bardziej na kontrolowaniu swojego i tak już urywanego oddechu. Czuł się jakby płonął i zamarzał od środka jednocześnie, a utrzymanie się na drętwiejących nogach z każdym wdechem było coraz większym wyzwaniem, ale ani na chwilę nie spuścił wzroku z twarzy blondynki. Jej oczy wróciły do wcześniejszego pustego wyrazu, aczkolwiek nie wyglądała jakby miała znów zaatakować, przynajmniej na razie. Bardziej jakby… rozważała czy gra jest warta świeczki.

-Milla…- zaczął Asakura, ale nie bardzo wiedział, co mógłby powiedzieć skoro nie miał najmniejszego pojęcia jak w ogóle znaleźli się w tej sytuacji. Lista ludzi, którzy próbowali lub skrycie marzyli o tym żeby go zamordować była niemała, ale Milla nie mogła z własnej woli stać się jedną z tych osób. Bez względu na to, co się między nimi zepsuło w przeszłości, to było po prostu nie w jej stylu.

Mimowolnie zrobił krok do przodu, a nieznajomy drgnął nieznacznie na powrót ustawiając się tak by być pomiędzy nim a źródłem zagrożenia. Hao zwrócił na to uwagę, zanim jednak zdążył powiedzieć cokolwiek do parku dotarł zdyszany Ren.

-Bason, f- urwał i stanął gwałtownie, gdy zobaczył Millę Wilson. Potem jego spojrzenie przeniosło się na resztę sceny – przerażoną Tamao i krew spływającą w dół ręki Hao – i natychmiast otrząsnął się z pierwszego szoku.- Forma ducha!

Stworzenie Oversoul zajęło mu ułamek sekundy. Bez chwili zwłoki wyprowadził atak, na co Milla odskoczyła do tyłu i zaczęła natychmiast wycofywać się w stronę ogrodzenia, jakby jego przybycie przeważyło czarę ilości przeciwników, z którymi była w stanie zmierzyć się na raz.

-Hej!- krzyknął Ren i ruszył za nią. Celowo nie włożył w atak zbyt dużo siły, ale nie miał zamiaru tak po prostu pozwolić jej uciec. Milla w odpowiedzi wystrzeliła w jego stronę dwa pociski, z czego jednego uniknął bez problemu, ale żeby obronić się przed drugim musiał stworzyć tarczę. Siła pocisku okazała się znacznie większa niż przypuszczał. Odepchnęła go dwa metry w tył i tylko dzięki szybkiej reakcji powstrzymał go przed przebiciem się przez osłonę. Furyoku, którym był nasiąknięty, miało bardzo dziwną niepokojącą aurę. Szczerze, od samego przebywania w jego pobliżu robiło mu się niedobrze. Jeśli Hao oberwał tym prosto w ramię to musiało cholernie boleć.

Dopadł do ogrodzenia niecałe pół minuty po tym jak Wilson dała przez nie susa, ale tyle najwyraźniej wystarczyło jej by skutecznie zniknąć w miejskim tłumie. Ren nie zamierzał szukać igły w ośmiomilionowym mieście dał sobie więc spokój i odwrócił się do przyjaciół. Akurat w porę by zobaczyć jak Hao słania się na nogach i pada na kolana.

*

Ren i Tamao natychmiast rzucili się w jego stronę, ale z tytułu bycia najbliżej pierwszy dotarł do niego wysoki mężczyzna, którego Hao nie kojarzył, ale był prawie pewien, że nie mógł być człowiekiem.

-Wszystko w porządku, młody?- zapytał miękkim melodyjnym głosem, który natychmiast skojarzył mu się z Faustem. Faustem, który znajdował się właśnie pół świata stąd, a szkoda, bo miło byłoby mieć doktora pod ręką, gdy jesteś o krok od wykrwawienia się na równo przystrzyżoną trawę w parku. Nawet takiego, który lepiej znał się na martwych niż żywych.

Hao pokręcił głową na tyle, na ile był w stanie.- Zrobiła coś z moim furyoku. Nie wiem…- Z trudem nabrał powietrza w płonące płuca. Na tym etapie wszystko bolało go tak bardzo, że prawie nie czuł już rany postrzałowej.

-Tego właśnie się obawiałem.- odparł i wetchnął.

Asakura podniósł na niego wzrok, napotykając ciepłe piwne oczy i uśmiech noszący ślady cynicznego rozbawienia, odrobinę zbyt szeroki by mógł uchodzić za pokrzepiający. Wyciągnął w jego stronę rękę, ale Hao zawahał się na chwilę. Może i właśnie uratował mu życie i nie wyglądał jakby miał złe zamiary, jednak po tym co się stało, nikt nie miał prawa winić go za bycie odrobinę nieufnym.

-Kim jesteś?- zapytał, chyba po raz pierwszy w życiu przeklinając brak reishi.

-Możecie mi mówić Feniks. W Piekle szczycę się tytułem markiza, ale od niedawna pracuję z Królową Szamanów.- wyjaśnił zwięźle rudowłosy, po czym dodał dla podkreślenia.- Ona mnie przysłała.

Hao wyszczerzył na niego oczy. Szczerze nie wiedział, co go bardziej zaskoczyło, to, że życie uratował mu demon, czy to, że po czterech latach w końcu usłyszał jakąś wzmiankę o swojej kuzynce.

-Hikari?- dopytała bezwiednie Tamao.

Ren tylko fuknął pod nosem.- Dobra, ale czy może mi ktoś wreszcie wyjaśnić, dlaczego Milla, ze wszystkich ludzi na tym świecie, próbowała cię zabić?

Hao posłał mu smutny uśmiech i już zamierzał odpowiedzieć, że sam bardzo chciałby to wiedzieć, kiedy Feniks przerwał im gestem ręki.

-Nie tutaj. Może i ludzie są ślepi na świat duchowy, ale strzelaninę rozpoznają bez mrugnięcia okiem. Musimy cię stąd zabrać zanim przyjedzie policja i pogotowie ratunkowe, chyba że chcesz odpowiadać na pytania.

Asakura w duchu przyznał mu rację i z małą pomocą udało mu się stanąć na nogach, ignorując krzyczące z bólu mięśnie. Chociaż nie miałby nic przeciwko wizycie w szpitalu, gdyby chodziło o zwykłą ranę postrzałową, tak wątpił by mieli tam cokolwiek, co pomogłoby na jego problem z furyoku.

Nie mieli za bardzo czym zatamować krwawienia, a do zajazdu wciąż było jeszcze dobre piętnaście minut i to szybkim krokiem, do którego Hao nijak nie był teraz zdolny. W dodatku z krwią na ubraniu i mieczem Bao-Lei w dłoni Rena zapewniliby sobie jeszcze więcej świadków. Gdy zwrócił na to uwagę reszcie, Feniks cmoknął i nie oferując żadnych wyjaśnień ściągnął z siebie pelerynę. Asakura w pierwszej chwili pomyślał, że chciał jej użyć do prowizorycznego opatrunku, ale w tej samej sekundzie z pleców Feniksa wyłoniła się para potężnych, czerwonych skrzydeł. Zanim Hao się obejrzał znalazł się w ramionach demona w pewnym, aczkolwiek bardzo niemęskim uścisku.

-Nie, czekaj…!- jęknął na wpół z bólu jaki wywołał ten manewr, na wpół z zażenowania, ale za późno zorientował się, co rudowłosy zamierza zrobić, żeby go powstrzymać.

Hao zdążył jeszcze zobaczyć wredny uśmieszek Rena i spąsowiałą twarz Tamao – która kolorem pewnie nie różniła się aż tak bardzo od jego własnej – i pomyśleć, że chyba jednak wolałby umrzeć, gdyby miało mu to oszczędzić tego upokorzenia, a potem Feniks jednym machnięciem skrzydeł poderwał ich obu w górę i odlecieli w kierunku Funbari Onsen.

*

Okej znowu zniknęłam na pół roku, ale czy kogoś to jeszcze dziwi na tym etapie? xD Nie będę się za bardzo rozpisywać, powiem tylko, że 2020 jest jak na razie najsłabszym rokiem w moim życiu, a zapowiedź nowego anime z sk jest jak perełka w tym morzu śmiechu i rozpaczy. Dlatego nie mogę sobie wybaczyć, że dowiedziałam się o nim miesiąc po fakcie XDDD

Shun: Tak to jest jak wypadasz z fandomu.

Prawda. Szukałam jakiejś inspiracji do skończenia rozdziału and boyyyy, have i found it XD Oglądałam ten trailer w zapętleniu przez kilka godzin i praktycznie płakałam ze szczęścia xD Cudowne przeżycie. W każdym razie, stanę na uszach, żeby coś jeszcze dodać do końca wakacji bo czuję, że w końcu mam jakąś wenę na pisanie tego opka i chcę ją wykorzystać 😉

Do następnego i mam nadzieję, że wszyscy jesteście bezpiecznie i zdrowi~

Shun: W odróżnieniu od Will, której udało się dwa razy złapać zwykłą grypę W OKRESIE PANDEMII.

^^”

Shaman King II ~ Rozdział 3. Bez pamięci

„Wasn’t that the definition of home? Not where you are from, but where you are wanted.”

Czwórka nastolatków spędziła całe dziesięć sekund wpatrując się bezmyślnie w słowo „ślub” w kompletnej ciszy. Warto dodać, że kartki wyglądały na ręcznie robione, a tekst napisany odręcznie, pięknym, kaligraficznym pismem, które za żadne skarby nie mogło należeć do Ryu.

-Nie wierzę.- wydusił Yoh, wychodząc z szoku. Otworzył kartkę i przebiegł po niej wzrokiem, po czym zaczął czytać na głos, z każdym słowem coraz szybciej:- „Mia Rose i Umemiya Ryunosuke serdecznie zapraszają Sz. P. Kyoyamę Annę i Asakurę Yoh na uroczystość zaślubin, która odbędzie się dnia…”- urwał i wydał z siebie pełen niedowierzania jęk.- No kurde, nie wierzę!

-Ja mam z osobą towarzyszącą.- Hao zamrugał i obejrzał dokładnie zaproszenie, chcąc się upewnić, czy rzeczywiście jest prawdziwe.

-Ja podobnie.- Tamao uśmiechnęła się. Na jej bladych policzkach pojawił się lekki rumieniec.- Wygląda na to, że Ryu w końcu znalazł swoją prawdziwą miłość.- powiedziała z rozmarzeniem.

-Chyba tak.- Yoh zagryzł policzek.

To nie tak, że się nie cieszył, wręcz przeciwnie. Niemniej, było mu przykro. Nawet nie wiedział wcześniej, że Ryu kogoś ma. Nie rozmawiali ze sobą od ostatniej wizyty Ryu w zajeździe En, a to było miesiące temu – nie licząc oczywiście pocztówek, które Unemiya wciąż sporadycznie wysyłał, ale tego nie można nazwać konwersacją. Czuł, że zawiódł jako przyjaciel.

Anna pochyliła się bliżej swojego narzeczonego, by doczytać zaproszenie do końca. Ustaloną datą był trzeci sierpnia, czyli za miesiąc. W dodatku w Los Angeles.- Znając Ryu, to pewnie oświadczył się pierwszej długonogiej blondynce napotkanej na chodniku.- powiedziała, jako komentarz do wcześniejszej wypowiedzi Tamao.

Yoh zmarszczył brwi i spojrzał na narzeczoną. Owszem, Ryu miał w życiu wiele nieudanych i często bardzo krótkich związków, ale daleko mu było do osoby nieszczerej lub gołosłownej. Po bliższym poznaniu ciężko go było nawet nazwać kobieciarzem. Ryu po prostu szybko się zakochiwał. Chciał przygarnąć do swojego olbrzymiego serca jak najwięcej ludzi, bo jego życiowym marzeniem było kochać i być kochanym. Jeśli Ryu i jego wybranka zdecydowali się na następny krok, to musiało znaczyć, że jego przyjacielowi w końcu udało się znaleźć kogoś, kto szczerze to uczucie odwzajemniał.

-Ren może nam załatwić przelot.- przypomniał Hao, sięgając po zaproszenie przyjaciela ze stołu.- Ryu pewnie wysłał je do nas, bo nie znał jego adresu. Zaniosę je, jeśli nie ma innych chętnych.

Yoh odwrócił się w stronę brata i już podnosił się na nogi, jednak uprzedziła go Tamao.

-Pójdę z tobą i tak muszę jeszcze wstąpić do sklepu.- powiedziała, szukając wzrokiem swojej torebki.

Hao i Yoh wymienili dyskretnie zaskoczone spojrzenia, ale żadnemu z nich nawet nie przyszło na myśl, żeby zaprotestować. Hao ruszył cztery litery z podłogi i poszedł zaczekać na różowowłosą w korytarzu, w międzyczasie ubierając jeszcze buty.

Ze swojej pozycji w salonie Yoh widział kątem oka, jak jego brat dżentelmeńsko przepuszcza dziewczynę w drzwiach i odrobinę niezręczny uśmiech, który Tamao posłała mu w podziękowaniu. Odwrócił się z powrotem do Anny i zamrugał.

-Myślisz, że z tego coś będzie?- zapytał, konspiracyjnym szeptem.

-A nawet jeśli, to co? – Anna przewróciła oczami.- Tamao podkochiwała się w tobie od dnia, w którym cię zobaczyła. To normalne, że kiedy okazało się, że masz brata, przerzuciła swoje maślane spojrzenie na niego.- Jej głos był obojętny, ale Yoh znał ją na tyle dobrze, by dostrzec, że była odrobinę zazdrosna.

Zachichotał i szturchnął blondynkę lekko w ramię.- Oj, daj jej już spokój.- Przysunął się bliżej, zanim Anna zdążyła oddać mu z trzykrotnie większą siłą i pocałował ją, krótko, ale mocno.- Wiesz, że nigdy nie chciałem nikogo poza tobą.- dodał z głupkowatym uśmiechem.

Kyoyama spłonęła rumieńcem, na co Yoh uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przybliżył się po kolejny pocałunek, ale Anna zrobiła unik i odepchnęła go od siebie.

-Bierz się lepiej za obiad.- rozkazała, jakby wcześniejsza sytuacja nie miała w ogóle miejsca.

-Dlaczego ja?!- jęknął, nawet nie próbując wstawać.- Dzisiaj kolej Hao!

-Hao nie będzie jeszcze przynajmniej dwie godziny, a ja robię się głodna.- powiedziała, podniosła się na nogi i zabrała ze astołu zaproszenie na ślub Ryu.

-To może chociaż mi pomożesz?- zapytał ostrożnie, testując wody.- We dwójkę pójdzie szybciej.- dodał, robiąc najbardziej proszące oczka, na jakie było go fizycznie stać.

Anna zatrzymała się w drzwiach i odwróciła, żeby na niego spojrzeć. Po chwili westchnęła, wymamrotała coś w stylu „Jesteś zupełnie bezużyteczny” i wróciła, tylko po to, żeby kopnąć go w ramię bosą stopą.

-Jak mam ci pomóc, to wstawaj.- powiedziała i odeszła w stronę kuchni.

Yoh zerwał się na nogi tak szybko, że przez ułamek sekundy zakręciło mu się w głowie. Spojrzał przelotnie na zostawione przez Hao zaproszenie i poczuł przemożną potrzebę porozmawiania z kimś. Ryu zazwyczaj korzystał z budek telefonicznych, więc Yoh nie miał do niego stałego kontaktu, ale Manta miał komórkę.

-Zaraz przyjdę, tylko zadzwonię do Manty!- krzyknął do Anny i praktycznie rzucił się na słuchawkę od telefonu.

-Tylko nie wiś na tym telefonie tyle, co ostatnio, bo znowu będziesz musiał odpracowywać rachunek!

*

Hao i Tamao wysiedli z autobusu na przystanku w centrum, niecałe dziesięć minut drogi piechotą od mieszkania Rena. W tym samym kierunku znajdowała się drogeria, którą niedawno poleciła Tamamurze koleżanka z klasy, więc zgodnie z planem wstąpili do niej po drodze.

Tamao tak skupiła się na zakupach, że nie zauważyła nawet, kiedy Hao postanowił się oddalić. Od razu pomyślała, że musiało mu się znudzić chodzenie za nią i wyszedł poczekać na zewnątrz. Policzki zapłonęły jej z zażenowania i już miała biec do kasy, gdy dostrzegła go w dziale z produktami do pielęgnacji włosów i zamarła w pół kroku. No bo, oczywiście, że tam właśnie poszedł Hao Asakura w pierwszej kolejności. Pewnie w dodatku znał się na kosmetykach znacznie lepiej od niej.

Och, Tamao, ty skończona kretynko., westchnęła do siebie w myślach.

-Coś się stało, Tamcia?- zapytał ognisty szaman, gdy ją zauważył.

-N-nic, ja tylko… em…

-Idziesz już do kasy?- zasugerował. Czyli nie umknęło jego uwadze to, że praktycznie wpadła do działu, potykając się o własne nogi.

-N-no…

-Mogłabyś poczekać na mnie przy wejściu? Zaraz do ciebie dołączę.- Starszy Asakura uśmiechnął się serdecznie i Tamao momentalnie zapomniała gdzie jest i co w zasadzie tutaj robi. Potaknęła energicznie głową i jak na autopilocie szybkim krokiem udała się do kasy, zapłaciła i wyszła ze sklepu, zupełnie już nie myśląc o tym, czego zapomniała kupić.

Dopiero na zewnątrz wzięła głęboki oddech na uspokojenie.

-Głupia, głupia, głupia- jęknęła, rozpłaszczając rękę na czole. Pójście z Hao to był jednak zły pomysł. Co jej w ogóle do głowy strzeliło? Przecież nie jest w stanie przeżyć dziesięciu minut bez totalnego skompromitowania się.

Po chwili, spędzonej na bezmyślnym gapieniu się w stojące na światłach samochody, Hao wyszedł ze sklepu z pustymi rękami.

-Nie kupiłeś nic?- zapytała cicho Tamao, ściskając w rękach swoją własną torbę z zakupami.

-Nah, chciałem tylko coś sprawdzić. Mam jeszcze jeden otwarty szampon w domu.

-Aha.

-A ty? Masz wszystko czego potrzebujesz?- zapytał.

Tamao przejrzała swoją mentalną listę zakupów i porównała ją z rzeczami, które udało jej się znaleźć zanim wybiegła ze sklepu jak opętana.

-Tak.- przytaknęła.- Możemy iść.

Zapomniała połowy rzeczy, które chciała kupić, ale prędzej umrze z zażenowania, niż przyzna to na głos i wróci do sklepu. Czasami miała już naprawdę dość samej siebie i tego, jak nieracjonalnie zachowywała się przy facetach.

No, jednym w szczególności.

*

Zaświaty wyglądały o wiele inaczej, niż Amidamaru je sobie wyobrażał. Nie wiedział z resztą dokładnie czego się spodziewał, ale wiedział za to, czego pragnął całym sercem.

Ciepła.

Poczucia przynależności i spełnienia.

Obecności bliskich.

To miał być, jak nie patrzeć, ostatni przystanek na drodze życia. Nagroda, okupiona nie rzadko długimi latami oczekiwania i cierpienia na Ziemi, nawet już po śmierci.

Dlatego zdziwił się bardzo, gdy po przejściu przez portal uderzył go nieoczekiwany chłód. Zimny blask, który go otaczał, był tak jasny, że musiał zmrużyć oczy. Dopiero, gdy odrobinę do niego przywykł, był w stanie rozejrzeć się po swoim otoczeniu. Gdziekolwiek nie spojrzał widział olbrzymie, półprzezroczyste konstrukcje, wykonane z czegoś, co mogło być brudnym szkłem lub lodem. Spojrzał w górę, z oczami częściowo przysłoniętymi dłonią i dostrzegł, że miejsce ma kształt odwróconego leja. Przestrzeń, mimo, że całkiem nieźle widoczna przez przejrzyste konstrukcje, miała niewyobrażalne rozmiary. Z samego czubka dochodziło palące światło.

Amidamaru uświadomił sobie, że widział już kiedyś coś podobnego. Podczas pojedynku w Gwiezdnym Sanktuarium.

Serce samuraja zabiło szybciej.

Znajdowali się wewnątrz Króla Duchów.

Amiramaru wzdrygnął się lekko, gdy ktoś położył mu rękę na ramieniu.

-Wyglądasz na oczarowanego.- powiedział Shinsuke, uśmiechając się blado.- Napatrz się, póki możesz. Niewiele duchów miało szansę zobaczyć zaświaty, czy też samego Wielkiego Ducha, od tej strony*.

Amidamaru chwilę plątał się we własnych myślach, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

-Pięknie tu.- zdołał w końcu wydusić. Wciąż nie potrafił oderwać oczu od połyskującej powierzchni kryształów.- Ale spodziewałem się jednak czegoś… innego.

Shinsuke skinął głową.- Moja reakcja była podobna. Cieszę się, że Hikari postawiła na Pałac. Oczywiście, pozostałbym przy jej boku, nawet gdyby zasiadła na tronie tutaj, jednak tam to zupełnie inna bajka.

-Zasiadła na tronie tutaj?- powtórzył, posyłając Shinsuke i Wielkiemu pytające spojrzenie.

Obaj wskazali na rozchodzący się z góry blask.

-To najwyższe piętro.- powiedział Hao.- Stamtąd zazwyczaj sprawuje władzę Król Szamanów.- Amidamaru wydawało się, że usłyszał w jego głosie cień pożądania, które szybko zastąpiło pełne rezygnacji westchnięcie.

-Nadal pragniesz tej mocy, prawda? Nic się nie zmieniło.- Nie omieszkał się wytknąć Amidamaru.

Czarne oczy Wielkiego zmrużyły się wrogo w odpowiedzi.- Moje pragnienia nie powinny cię interesować, samuraju.- prychnął z pogardą i ruszył do przodu, nie oglądając się na swoich towarzyszy.- Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam tu spędzić całego dnia.

Shinsuke pokręcił głową z politowaniem i skinął ręką na Amidamaru.

-Musisz mu trochę zaufać, Amidamru.- powiedział, gdy spokojnym krokiem ruszyli za Asakurą.- Odkąd Hikari sprowadziła go do Pałacu, służył jedynie radą w sprawach, o których ma znacznie większe pojęcie, od którekolwiek z nas. Wiem, że to nie łatwe, po tym, co zrobił, ale on tym razem naprawdę stara się pomóc bez robienia nikomu krzywdy.

-Ciężko mi to pojąć, Shinsuke.- wyznał Amidamaru i westchnął.- Hao-dono do dzisiaj nie może wybaczyć sobie zbrodni, które popełnił pod władzą tego człowieka. Nie raz byłem świadkiem, jak budził się w nocy zalany potem i dręczony koszmarami, mimo, że na drugi dzień zarówno on jak i Yoh-dono udawali, że nic się nie stało. Wielki zgładził setki ludzi, mało brakowało, a ta liczba urosłaby do miliardów i nigdy nie czuł nawet najmniejszych wyrzutów sumienia… a zamiast kary spotyka go za to nagroda? Miejsce u boku Królowej Szamanów, którą również uczynił sierotą wiele lat temu? To nie jest sprawiedliwe, Shinsuke.- powiedział, wzburzonym – jak na siebie – głosem.- Nawet nie okazuje jej należnego szacunku.

-Rozumiem twoje wątpliwości, ale nie do końca zdajesz sobie z czegoś sprawę, Amidamaru.- odparł Shinsuke.- Jeśli chodzi o to, co widziałeś w Pałacu, to wiedz, że Hikari nienawidzi formalności.- Shinsuke uśmiechnął się kącikiem ust, gdy przypomniał sobie, jak przez pierwszy miesiąc Hikari piorunowała wzrokiem każdego strażnika, który zwrócił się do niej per „Wasza Wysokość”. Chwilę zajęło jej pogodzenie się z faktem, że nie będzie w stanie tego zmienić – strażnicy byli jedynie manifestacją furyoku Króla Duchów, stworzoną w taki sposób, że nie dało się ich przeprogramować.- Zaufaj mi, ona uwielbia te ich małe sprzeczki. Zdaje sobie również sprawę, że poradziłaby sobie bez jego pomocy, ale i tak woli go mieć przy sobie. Po części po to, żeby mieć na niego oko, po części dlatego, że po prostu go lubi. Pamiętaj, że Hikari jest teraz od niego znacznie silniejsza. Mogłaby skinieniem palca wymazać go z istnienia i zemścić się za śmierć rodziców, ale tego nie zrobi. Nie zapomniała o przeszłości, ale wybaczyła mu i oboje ruszyli dalej.

Amidamaru skapitulował z cichym westchnieniem. Obecność Wielkiego w Pałacu dalej mu się nie podobała, szczególnie przez wpływ, jaki miał na Hikari, ale co mógł poradzić. To nie była jego sprawa. Mógł tylko usunąć się na bok i ufać, że Królowa Szamanów wie jak o siebie zadbać i nie dać się wykorzystać.

Jeśli Wielki słyszał ich rozmowę – a musiał słyszeć, przecież miał reishi – to postanowił unieść się dumą i jej nie komentować.

*

Pierwszą rzeczą jaką Tamamura zrobiła, gdy dotarli do mieszkania Rena było, przeproszenie obu chłopaków i ciche ulotnienie się do łazienki. Fala zażenowania, która zdążyła już trochę przygasnąć podczas drogi tutaj, wróciła nagle ze zdwojoną siłą, ledwo zamknęła za sobą drzwi. Przemyła twarz wodą i przez następnych kilka minut brała głębokie wdechy, próbując się uspokoić. Dobrze, że zostawiła Konchiego i Ponchiego w domu, bo dostarczyłaby im materiałów do żartów na następne pół roku.

Boże, naprawdę była żałosna…

Kiedy Tamao wyszła z łazienki i wróciła do chłopaków do salonu, Ren był w trakcie wychodzenia z szoku, a Hao wyraźnie starał się nie roześmiać.

-Żartujesz sobie ze mnie.- wydusił Tao.

Hao pokręcił radośnie głową i zacmokał.- Na-ah, mój drogi. To się naprawdę dzieje.- Przekrzywił głowę w ten uroczy sposób, który zawsze przyprawiał Tamao o duszności.- Spokojnie nie jesteś jedyny. Sam jeszcze nie mogę do końca uwierzyć, że Ryu znalazł kogoś na stałe.

-No bo to nie ma absolutnie żadnego sensu! Widzieliśmy się z nim cztery miesiące temu-

-Pięć.- poprawiła Tamao i dołączyła do nich w salonie.

-I pół.- dorzucił Hao i uśmiechnął się do niej, kiedy siadała na kanapie. Serce dziewczyny zrobiło salto.

Pięć miesięcy temu – poprawił Ren, piorunując oboje wzrokiem.- i nie miał nawet dziewczyny, a teraz nagle wyskakuje ze ślubem!

Hao rozłożył bezradnie ręce.- To nie jest niemożliwe.

-Ale… ale to Ryu.- brnął dalej dziedzic rodziny Tao, jakby to był wystarczający argument, żeby poprzeć jego tezę. No i w sumie był.

-Stary, wiem tyle, co ty.- Hao pokręcił delikatnie głową.- Zgaduję, że na wszelkie szczegóły musimy poczekać, aż spotkamy się z Ryu. Możemy przecież polecieć trochę szybciej, i tak mamy wakacje. Nie wiem jeszcze, gdzie się zatrzymamy…- Przygryzł wargę.- Bo raczej nie będziemy mu się zwalać na głowę taką dużą grupą-

-Załatwię transport i hotel.- wciął mu się Ren.- Dla wszystkich i nawet nie waż się protestować.- dodał, widząc na twarzy Hao cień poczucia winy.- Jun zawsze mi wpiera, że trzeba pomagać biedakom w potrzebie.

-Gee, dzięki Ren. Dla nas, biedaków, samo przebywanie w twoim towarzystwie jest wystarczającą nagrodą.- Hao posłał mu asymetryczny uśmiech i uniósł cynicznie brew. Kącik ust Rena zadrgał w uśmiechu.

-Wkurzę się, jeśli się okaże, że to tylko jakiś słaby dowcip.

Tamao przysłuchiwała się ich rozmowie i w ciszy rozważała, czy naprawdę aż tak trudno było im uwierzyć, że nie trzeba znać się z kimś długo, by zakochać się w tej osobie bez pamięci.

*

Zagadali się do tego stopnia, że dopiero telefon od Anny – „Jak nie stawicie się na obiedzie – który swoją drogą ty, Hao, miałeś ugotować – za pięć minut, to będziecie zmywać gary do końca roku, Hikari mi świadkiem.” – uświadomił im, że trochę się zasiedzieli. Na swoją obronę Hao miał tylko tyle, że mieszkanie Rena, poza innymi technologicznymi nowinkami, wyposażone było również w telewizor, a że w zajeździe En rzadko przypadał mu zaszczyt wybrania kanału, to starszy Asakura korzystał z okazji, kiedy tylko mógł. Aczkolwiek wkurzona Anna to wkurzona Anna, więc para dezerterów pożegnała się niechętnie i ruszyła na przystanek autobusowy.

Wybrali ścieżkę przez park, żeby skrócić sobie drogę. Słońce zdążyło już pokonać część mozolnej trasy w stronę horyzontu i niebo było już lekko pomarańczowe, choć do samego zachodu było jeszcze daleko. Gdyby ktoś zapytał Hao jaka jest jego ulubiona pora dnia, bez chwili wahania odparłby, że właśnie ta. Uwielbiał patrzeć na wieczorne niebo skąpane w żółci i czerwieni, czasem nawet różu i fiolecie, jeśli matka natura była w wyjątkowo szampańskim nastroju. Uwielbiał, gdy Słońce chowało się po drugiej stronie świata i nieboskłon stopniowo przejmowały gwiazdy. Często ogarniał go wtedy ogromny sentyment i melancholia. Do dzisiaj nie wiedział, czy te uczucia należały do niego, czy były raczej pamiątką po przodku, ostatnią jaka mu pozostała.

No, może poza kolczykami. Jakoś nie mógł się zmusić, żeby je wyrzucić, choć robiły się już powoli stare. Dla swojego własnego dobra powinien je już odnowić, albo chociaż oddać do czyszczenia.

-Powinniśmy się pośpieszyć.- przypomniała nieśmiało Tamao.- Anna brzmiała na zdenerwowaną…

Hao machnął ręką.- Anna doskonale wie, że nie damy rady wrócić w dziesięć minut. Równie dobrze możemy cieszyć się spokojem póki trwa.- powiedział i uśmiechnął się. W teorii mógłby jeszcze teleportować siebie i dziewczynę do zajazdu, ale – i przyznanie tego nie było łatwe – kontrola nad foryoku szła mu znacznie gorzej, od kiedy nie miał przy sobie Ducha Ognia. Gdyby był sam raczej dałby radę, ale wolał nie ryzykować bezpieczeństwa Tamao dla tak błahej sprawy.

Hao rozejrzał się dookoła. Park wciąż był jeszcze dość mocno okupowany, głównie przez młodzież w wieku szkolnym, korzystającą ze słońca i chwilowej wolności od nauki. Przez sekundę koło jednego z drzew mignęły mu blond włosy i szczupła, odziana w czerń sylwetka Milli. Umysł musiał płatać mu figle, bo gdy wrócił wzrokiem do tego miejsca, nikogo tam już nie było. Normalnie w ogóle by się tą anomalią nie zainteresował, ale jeśli bycie szamanem czegoś go nauczyło, to tego, że rzeczy, które widzisz kątem oka, są często bardziej istotne, niż te już przed tobą.

Zatrzymał się, szukając wzrokiem postaci dziewczyny. Nie umknęło jego uwadze, że Tamao zesztywniała nienaturalnie pół kroku dalej i miał właśnie zapytać co się stało, ale nie zdążył. Zdążył ledwie otworzyć usta, gdy nagle usłyszał wystrzał, a zaraz po nim za jego plecami pojawiła się potężna fala foryoku.

Ułamek sekundy później Tamao zderzyła się z jego ramieniem, gdy Hao był w trakcie odwracania się, powalając ich oboje na ziemię. Drzewo po przeciwległej stronie – to, przy którym widział kogoś, kto za żadne skarby świata nie mógł być Millą, bo Milla nie odwiedziła Tokio od czasu ich zerwania – przełamało się na pół z okropnym trzaskiem.

Tyle wystarczyło, żeby instynkt Hao w końcu zaskoczył. Natychmiast znalazł się na nogach, twarzą w twarz z osobą, z którą naprawdę, naprawdę nie powinien znaleźć się w takiej sytuacji.

-M-Milla?

Młodsza z bliźniaczek Wilson stała nie dalej jak dwadzieścia metrów i celowała w niego jeszcze dymiącą lufą. Jej twarz przypominała kamienną maskę, a przepełniony foruoku pistolet nawet nie zadrgał w jej drobnej dłoni, gdy ponownie pociągnęła za spust.

*

I HOPE UR READY FOR SOME DRAMA, FOLKS, ‚COUSE WE’RE GETTING ON WITH THIS SHIT, ur welcome xD

Niby mam 10 testów zaliczeniowych w ciągu następnych dwóch tygodni i esej na kulturę amerykańską do napisania, ale yolo, naszła mnie wena w kościele to siadłam i skończyłam rozdział ^^”
Shun: Musisz częściej chodzić do kościoła.
No zdecydowanie ^^” o dziwo najlepiej mi się tam myśli.
Also studia są trudne :< Czy mogę się jeszcze wypisać z tego biznesu i zostać Królem Szamanów? Bo to chyba jednak lepsza ścieżka kariery, nikt ci dupy nie zawraca, możesz spać ile chcesz, chodzić w czym chcesz (ukłon w stronę Hao) i najlepsze – jesteś martwy xD
Postaram się nie zostawiać bloga znowu na rok samemu sobie, ale nauczyłam się już, że obiecywanie dat niewiele daje, więc nie będę tego robić :V

*- Od dupy strony?
Shun: Wiiiiill.
Musiałam xD
Shun: Człowiek sobie robi nadzieję, że na studiach to trochę wydorośleje, a tu figa. Jest jeszcze gorzej niż było.
Ok, boomer xD
Shun: -.-

Ps. *przygarnia Hamao do piersi*: I’m going down with this ship and there is nothing u can do to stop me.

Shaman King II ~ Rozdział 2. Między nami, demonami.

„The greatest trick the devil ever pulled was convincing the world he didn’t exist”

Tokio było jednym z tych miast, które nigdy nie kładzie się spać. I tak, nawet teraz, mimo że wskazówki na zegarach dawno minęły północ, po rozświetlonych kolorowymi bannerami ulicach wciąż kręciło się wiele ludzi. Może nie tyle co w dzień, ale wciąż wystarczająco dużo, aby obecność Anubisa nie była dla nikogo niczym wartym zauważenia i odnotowania. Wręcz przeciwnie, w skórzanej kurtce z ćwiekami i ciemnymi włosami postawionymi na żel Władca Piekła idealnie wpasowywał się nocy krajobraz jednej z „gorszych” dzielnic miasta.

Kroczył przed siebie krokiem pewnym i zdecydowanym, nie spiesząc się jednocześnie. Nie chciał przypadkiem zgubić swojego ogona. Tak, wiedział doskonale, że miał towarzystwo – ciężko było uciec przed wzrokiem martwych samobójców i innych duchów w miejscu takim jak to. Choć poziom mocy jakim emanował skutecznie przyciągał uwagę, woleli trzymać się od niego z daleka. Większość zapewne nawet nie wiedziała z kim ma do czynienia. Nieliczne przypadki podejmowały próbę śledzenia go, zapewne by mieć z czym polecieć na dywanik do Królowej. Jednak nawet ci najbardziej zdeterminowani nigdy nie podążyli za nim dalej niż do następnego skrzyżowania.
Anubis oczywiście na to pozwalał. Lepiej, żeby zadowolili się rzuconym ochłapem i nie próbowali podążać za nim dalej.

Ach, jak on uwielbiał ludzi. Nigdy się nie zmieniali, nawet po śmierci. Tak cudownie przewidywalni i jednakowi, wszyscy ulepieni z egoizmu i fałszu podszytego nieszczerą lojalnością. Za życia tak ślepo oddani żądzy posiadania, że dopiero po śmierci zdawali sobie sprawę, że ostatecznie jedynym, co uda im się zachować, co zadecyduje o ich przeznaczeniu, będą ich własne małe i duże grzeszki. Z szokiem odkrywali, że faktycznie, życie po śmierci istniało, jakkolwiek by ono nie wyglądało, i że trzeba było jednak bardziej starać się, by na nie zasłużyć. Odzyskanie straconego czasu nie wchodziło w grę. Jedyną opcją było przypodobanie się komuś, kto miał wystarczającą władzę, by wyciągnąć ich z bagna, w które sami się wpakowali. Po najmniejszej linii oporu, oczywiście.

A skoro o żądzy i fałszywej lojalności mowa.

Zrezygnowawszy z zabawy w podchody, Anubis łatwo zostawił wścibskie oczy duchów za sobą i teleportował się do lokacji, która była prawdziwym celem jego wizyty. Budynek organizacji „VITAE” w Tokio był znacznie mniej imponujący niż ich odpowiedniki w Chicago czy Hongkongu, ale bynajmniej nie była to wada. Kilka przeszklonych pięter w zupełności wystarczało aby godnie reprezentować jedną z większych organizacji charytatywnych na świecie, jednocześnie dobrze wtapiając się w wygląd miasta i nie wyróżniając się zbytnio z tłumu biurowców.

Nikomu nawet by do głowy nie wpadło, by kwestionować autentyczność całego procederu. Bo i dlaczego mieliby? Przecież zwykłym szarym obywatelom nie działa się żadna krzywda.

„VITAE” było zamknięte przez wzgląd na późną godzinę, ale dla Władcy Piekła nie stanowiło to żadnej różnicy. Z łatwością przeszedł przez szklane drzwi, omal nie przyprawiając strażnika czuwającego nad wejściem o zawał serca.
-S-Stać! Kto idzie!- krzyknął mężczyzna, celując w demona z pistoletu i latarki jednocześnie. Mrugał oczami, jakby nie był do końca pewien, czy to, co widzi jest prawdziwe, no bo, hej, normalnie ludzie nie pojawiają się znikąd i nie przechodzą przez ciała stałe.

Anubis syknął przez zęby, mrużąc oczy. Całe trzy sekundy rozważał rozwiązanie problemu po swojemu i doszedł do wniosku, że byłoby z tego więcej szkody niż pożytku. Facet może mieć jakąś rodzinę, zabicie go nie przejdzie bez echa. „VITAE” nie potrzeba było niechcianej atencji.

-Jestem umówiony na spotkanie.- powiedział spokojnie, choć w jego głosie zabrzmiała ostrzegawcza nuta.

-Gościu, jest druga w nocy! Kto normalny-

W drugim końcu holu zaświeciło się światło, rzucając na podłogę długi cień damskiej sylwetki. W otwartych drzwiach winy stała asystentka Russo, zjawiskowo piękna, jak na człowieka, kobieta o cynicznym wyrazie twarzy, którą miał już przyjemność poznać w ciągu kilku ostatnich spotkań z jej szefem. Nie zapamiętał jej imienia. Niby po co?

-Oczekiwaliśmy pana przybycia, panie Nesh.- powiedziała do Anubisa, zupełnie ignorując zdumionego strażnika i błysnęła zębami ubrudzonymi z przodu maleńką, prawie niewidoczną przy tak słabym oświetleniu, czerwoną szramą.- Proszę ze mną.- skinęła dłonią do środka windy.

Anubis minął strażnika i wszedł do windy. Panna jak-jej-tam-było podążyła za nim zaraz po rzuceniu strażnikowi spojrzenia, które jasno mówiło, co się z nim stanie jeśli wspomni o tej sytuacji komukolwiek. Winda zabrała ich na ostatnie, czwarte piętro, gdzie kobieta upewniła się, że drzwi do głównego gabinetu są zamknięte. Przez zasłonięte żaluzje widać było, że w środku świeci się światło. Poprowadziła Anubisa dalej, przez szereg sal laboratoryjnych na drugą stronę budynku. Tam wsiedli do kolejnej windy, niejako ukrytej na końcu korytarza. Asystentka Russo wystukała kod i pod guzikami otworzył się panel z dodatkowymi piętrami, ciągnącymi się od -1 do -13. Dłoń o paznokciach pomalowanymi na elegancki pastelowy kolor wcisnęła numer -7.

Wystarczyłoby, żeby prawdę poznała jedna, nieodpowiednia osoba i wybuchłby skandal na skalę światową. Tymczasem wejście do tej kopalni tajemnic znajdowało się zupełnie na widoku, praktycznie nie strzeżone, a jednak na tyle ukryte, że nikt nigdy nie pomyślałby, gdzie go szukać. Anubis byłby pod wrażeniem, gdyby nie widział już tej sztuczki setki razy wcześniej.

Winda ruszyła. W trakcie drogi kobieta wyraźnie zbierała się, żeby go o coś zapytać (jej czerwone wargi kilkakrotnie uchyliły się i zaraz potem zamknęły, jakby rozmyśliła się w ostatniej chwili). Anubis doskonale wiedział o co jej chodziło i nie miał najmniejszego zamiaru bawić się w podchody z jakąś bezimienną ludzką wywłoką.

-Ma pani szminkę na zębach.- wycedził, czerpiąc ogromną satysfakcję z tego jak jej mina zrzedła z upokorzenia.

Kobieta praktycznie wybiegła z windy, gdy tylko zatrzymała się ona na odpowiednim piętrze i bez słowa ruszyła do przodu, nawet nie sprawdzając czy ich gość idzie za nią, czy nie. Anubis uśmiechnął się pod nosem i dał się poprowadzić przez labirynt korytarzy do odpowiedniego pomieszczenia.

W środku były dwie osoby – kobieta w kitlu lekarskim pochylona nad ekranem komputera i średniego wzrostu Amerykanin w szarym garniturze. Oboje oderwali się od przeglądanych dokumentów, gdy tylko Władca Piekła pojawił się w zasięgu wzroku.

-Anubisie!- Na twarzy Russo wykwitł szeroki uśmiech.- Jak dobrze znów cię widzieć.- Mężczyzna podszedł do demona z dłonią wyciągniętą w geście przywitania.

Anubis, chcąc nie chcąc, odwzajemnił gest i uśmiechnął się krzywo, z politowaniem.- Chciałbym powiedzieć, że cała przyjemność mojej stronie, jednak musiałby skłamać, John.

Russo początkowo odsunął się krok do tyłu, wyraźnie zaskoczony i zbity z tropu. Zaraz jednak fuknął z rozbawieniem, a na jego twarz powrócił ostry, sztuczny uśmiech.- Ach, to twoje poczucie humoru. Mógłbyś je sobie darować czasami.- powiedział z ostrzegawczą nutą w głosie, która sprawiła, że uśmiech Władcy tylko się poszerzył.

John Russo mógł sobie mówić, co chciał. I tak obaj doskonale wiedzieli, dzięki komu „VITAE” było w stanie rozwinąć swoje czarne, smoliste skrzydła i dojść do miejsca, w którym jest obecnie. Nie wspominając już o tym, że Anubis mógłby połamać biznesmena na pół jednym ruchem, gdyby tylko naszła go ochota.

Russo odwrócił się w stronę kobiety w kitlu.- Chcę mieć ten projekt skończony do wtorku.- powiedział. Czarnowłosa przytaknęła, zamknęła komputer i szybko opuściła pomieszczenie.

-Zdaje się, że chciałeś mi coś pokazać.- odezwał się Anubis, po tym jak Russo samym gestem dłoni przegonił z laboratorium swoją asystentkę, a ta wychodząc zamknęła drzwi.

-Podejdź, proszę.- Russo wskazał miejsce obok siebie przed ekranem.- I zobacz czego udało nam się wspólnie dokonać.- Rozłożył teatralnie ręce.

Chyba raczej, czego pozwoliłem ci dokonać., pomyślał Anubis gorzko i uśmiechnął się do siebie. W gruncie rzeczy lubił takich wariatów jak John Russo. Nigdy nie było trudno namówić ich do rozpętania chaosu, a właśnie tego potrzebował by zajść Hikari za skórę.
Chaosu.

*

Ku wielkiemu rozczarowaniu Feniksa, Hikari przyszła na spotkanie z nim sama. Stłumił westchnięcie i skłonił się w pas w geście przywitania.

-Wzywałaś mnie, Wasza Wysokość.- powiedział z nutką zaciekawienia i niepokoju w głosie.

Dotąd miał przyjemność przebywać w Pałacu Królowej tylko raz, kilka lat temu, kiedy zaproponowała mu współpracę. Potem zdawał już raporty głównie Shinsuke, czasem któremuś z jej strażników, gdy generał był zajęty, lub Wielkiemu, gdy został królewskim doradcą, ale zawsze transakcje miały miejsce w Piekle lub okazjonalnie na Ziemi. Fakt, że został zaproszony bezpośrednio do Pałacu oraz, że Hikari pofatygowała się do niego osobiście oznaczał, że przyszedł czas na zmiany. Feniks nie wiedział tylko, czy będą one dla niego korzystne, czy może wręcz przeciwnie. Aczkolwiek, nie został zakuty w kajdany w momencie przekroczenia progu portalu, więc może odrobinę dramatyzował. Może.

-Ano.- Hikari posłała mu uśmiech.- Chodź, mamy do pogadania.

I wyszła, a Feniks podążył za nią, nie mając za bardzo innego wyjścia.

-Jeśli chodzi o mój ostatni raport, to Anubis nie wrócił jeszcze z Ziemi i-

-Wiem, wiem.- Machnęła ręką.- Moi ludzie mają go na oku. A przynajmniej starają się mieć go na oku.- przyznała z westchnięciem.- Jak na demona jego kalibru, potrafi zaskakująco łatwo wtopić się w tłum. Nie wezwałam cię tutaj ze względu na Anubisa.

-Dlaczego więc?

Hikari mruknęła i zmrużyła oczy, jakby zastanawiała się, od czego zacząć. W końcu zapytała:- Dlaczego zgodziłeś się na współpracę ze mną, Feniksie?

Feniks zamrugał. Dokładnie to samo pytanie zadała mu za pierwszym razem.- Jak doskonale wiesz, Wasza Wysokość, nie czuję się zobowiązany wobec moich Władców. Można wręcz powiedzieć, że nimi gardzę. Szpiegowanie dla ciebie jest dla mnie szansą, żeby odpłacić im za wszystkie upokorzenia, których doświadczyłem z ich ręki.

-To samo powiedziałeś za pierwszym razem.- zauważyła Hikari.

-Tak.

Feniks nadal nie wiedział, dokąd idą, toteż zdziwił się, kiedy Hikari bez słowa wyjaśnienia skręciła do… kuchni. Pomieszczenie urządzone było bardzo nowocześnie, ze wszystkimi elektronicznymi udogodnieniami, wyspą kuchenną, a nawet podświetlanym barkiem. Rudowłosy zatrzymał się w przejściu, nie bardzo rozumiejąc, co tutaj robią i dlaczego w Pałacu w ogóle znajdowało się pomieszczenie do przygotowywania posiłków, skoro nikt, włącznie z samą Hikari, nie musiał jeść.

Gdy Feniks zajęty był próbą zrozumienia, jaki był cel tego wszystkiego, Hikari sięgnęła do jednej z kuchennych szafek i wyciągnęła z niej opakowanie popcornu z solą. Zdjęła z niego folię, wpakowała do mikrofali i włączyła urządzenie na cztery minuty. Dopiero wtedy zauważyła, że jej gość nadal nie ruszył się spod wejścia i skinęła zachęcająco, żeby podszedł bliżej.

-Czyli dla ciebie nic się nie zmieniło od tamtego czasu?- zapytała, nagle wracając do ich poprzedniej rozmowy.

-Obawiam się, że nie rozumiem.

Królowa Szamanów wywróciła oczami. Feniks w życiu nie widział czegoś równie groteskowego, a pochodził z Piekła. Nie był pewien czy to dobry, czy zły znak, ale chyba właśnie coś spaprał.

-Daj już spokój, Fe.- powiedziała, uśmiechając się cynicznie i usiadła po turecku na granitowym blacie.- Doskonale wiem, że chciałeś dla mnie pracować, bo liczyłeś, że pojawi się okazja do wbicia mi noża w plecy i podlizania się Enmie.

Feniks zamarł.- Ja…

-I wiesz co? Nie mam żalu! Serio!- ciągnęła, jakby w ogóle nie zauważając, że normalnie śniada cera demona przybrała kolor kości słoniowej.- Chciałam tylko wiedzieć, czy nadal masz takie plany, bo rozważam przydzielenie ci trochę innego zadania. Z tym, że to wymagałoby od ciebie znacznie więcej zaangażowania, a ode mnie obdarzenia cię znacznie większym zaufaniem niż dotychczas.

Feniks czuł, że teraz była jego kolej na odezwanie się i po dość niepewnym początku zdołał wydusić.- Wszystko, co powiedziałem ci wcześniej jest prawdą. Jednak…- urwał, zbierając myśli. Od tego, co teraz powie może zależeć jego życie.- Przyznaję, że kiedy zaproponowałaś mi posadę informatora, znajdowałem się w dość… trudnej sytuacji.  Musisz wziąć pod uwagę, że mimo iż pracuję dla ciebie, Wasza Wysokość, to ostatecznie i tak będę musiał odpowiadać przed Enmą, tak długo jak łączy mnie wieczysta przysięga. Zgodziłem się więc, z myślą o zemście, ale skrycie rzeczywiście liczyłem, że pojawi się szansa na odbudowanie pozycji, którą straciłem po-

Pikanie mikrofalówki przerwało jego wywód. Hikari, nie ruszając się z miejsca, sięgnęła po miskę i wsypała do niej uprażoną kukurydzę. Pomieszczenie wypełnił zapach solonego popcornu.

-Dalej na to liczysz?- zapytała, wpakowując sobie pół garści jedzenia do ust.

Feniks pokręcił głową i uśmiechnął się melancholijnie.- Przestałem dawno temu. Chyba po prostu przestało mnie obchodzić, co Enma lub pozostali Władcy o mnie myślą. Praca dla ciebie dała mi poczucie szczątkowej wolności i pewnie mi nie uwierzysz, ale naprawdę dobrze się bawiłem.

-Wierzę ci.- odparła. Tym razem jej uśmiech wyglądał na szczery i Feniks nabrał nadziei, że jeszcze wyjdzie z tego w jednym kawałku.

-Czy to znaczy, że mnie nie odeślesz?- pozwolił sobie zapytać.

-Jeszcze nie wiem. Wszystko zależy od ciebie.

Feniks westchnął. No jasne.- Mówiłaś, że masz dla mnie propozycję?

Hikari nagle spoważniała. Odłożyła miskę z popcornem na bok i oparłszy łokcie na skrzyżowanych nogach pochyliła się do przodu. Normalnie Feniks był od niej znacznie wyższy, ale, ponieważ siedziała na blacie, jej oczy znajdowały się dokładnie na tej samej wysokości, co jego.

-Chcę, żebyś został duchem stróżem mojego kuzyna.

Feniks najpierw osłupiał w szoku, potem cofnął się o krok (i uderzył plecami w blat wyspy kuchennej), a no końcu odwrócił wzrok, przełykając nerwowo ślinę. Owszem, zdarzały się przypadki, kiedy demony zostawały duchami strażniczymi szamanów i nie było w tym zazwyczaj nic niezwykłego, jednak…

-Nie mogę.- powiedział.- Jestem związany przysięgą, nie mogę otwarcie stanąć przeciwko Władcom Piekła.

-Mówisz o tej przysiędze?- Hikari pstryknęła dramatycznie palcami i w jej dłoni pojawił się pergamin, którego Feniks nie widział od setek lat. Szybko przebiegł wzrokiem po tekście, zatrzymując się na dłużej na podpisie, złożonym jego własnym piórem i krwią.

Spojrzał z szokiem na Hikari, wyraźnie nie rozumiejąc, co to wszystko ma znaczyć.

-Jest prawdziwa.- powiedziała, jakby sam już tego nie wiedział. Takiej przysięgi nie dało się podrobić.- Shinsuke zwinął ją Enmie jakieeeś… dwa miesiące temu? Facet ma ich tyle, że miną lata zanim się zorientuje, że którejś brakuje.

-Nawet jeśli, to i tak nie mogę jej zniszczyć.

-Sam nie, ale z moją pomocą owszem.- Hikari zwinęła pergamin i podała go demonowi.- Jest twój, Feniksie. Możesz go zatrzymać i podrzucić z powrotem do Piekła, możesz poprosić mnie o pomoc w zniszczeniu go i odejść jako wolna osoba… lub zostać i dalej pracować ze mną. Wybór należy do ciebie.

Feniks spojrzał jeszcze raz na zwinięty pergamin, który trzymał w dłoniach, po czym nie zwlekając ani chwili dłużej oddał go Hikari.- O którym kuzynie mówimy?- zapytał z asymetrycznym uśmiechem.

Hikari zeskoczyła z blatu.- Wiedziałam, że się zgodzisz.- Wyszczerzyła się.- Witam w moich skromnych progach, Feniksie. Czuj się jak u siebie.- powiedziała pół-żartem, pół-serio i wyciągnęła w jego stronę miskę, jakby chciała popcornem przypieczętować nowo zawartą umowę.

-Smakuje… jak prawdziwy.- powiedział, po spróbowaniu.

-Jest prawdziwy.

-Jakim cudem masz tutaj prąd elektryczny?- zapytał, sięgając po kolejną porcję.

-Trzymam w piwnicy dwieście dwadzieścia osiem chomików, które biegają w kołowrotkach.

-Poważnie?

-Pff, nie.

Feniks się nie zaśmiał. Nie był pewien czy może. Spojrzał jednak na Hikari spod uniesionej brwi, a nastolatka w odpowiedzi wpakowała do ust kolejną garść prażonej kukurydzy.

-To co teraz?- zapytał, gdy cisza zaczęła się przedłużać.

Królowa Szamanów wzruszyła ramionami.- Jemy popcorn i czekamy aż moja prawa ręka i lewa noga wrócą do Pałacu z Amidamaru i drugim kandydatem.

Tym razem Feniks nie mógł nie parsknąć śmiechem.

-Duchem Ognia?

-No, z nim też.- odparła, udając, że nie zrozumiała pytania, po czym westchnęła dramatycznie.- Mam nadzieję, że nie narobią mi zbyt dużego bajzlu w zaświatach.

*

Trzy dni po egzaminach na adres zajazdu En przyszedł sporych rozmiarów list polecony od Ryu, z adresem zwrotnym pochodzącym z Los Angeles. Anna specjalnie poczekała z otwarciem go, aż bliźniacy i Tamao wrócą z zakupów. Jej narzeczony miał już osiemnaście lat, a dalej cieszył się jak dziecko, gdy tylko dostawał jakieś wieści od swoich przyjaciół.

I może Anna nie przyznałaby się do tego głośno, ale sama była ciekawa – Ryu normalnie wysyłał głównie pocztówki (mieli nimi zalepioną połowę drzwi od lodówki), a i ostatnio był jakoś podejrzanie cicho.

Tak więc, gdy tylko zakupy zostały odstawione na miejsce usiedli na chwilę razem w pokoju dziennym, a Hao rozciął białą kopertę nożyczkami. W środku spoczywały cztery mniejsze, zdobione koperty, niezaklejone i owinięte w folię bąbelkową, zaadresowane kolejno do Rena, Hao, Tamao oraz Yoh i Anny. Czterech z pięciu wyżej wymienionych spojrzało po sobie, nie bardzo rozumiejąc, o co może chodzić.

Yoh sięgnął do swojej i wyciągnął ze środka zaproszenie… na ślub.

~~~~~~~~~

Uprzedzając wszelkie pytania: nie. Nie mam najmniejszego pojęcia dokąd zmierzam z tą fabułą. No i nie żebym miała wstawić coś, em… cztery miechy temu .-. Po maturach .-. Które zdałam, by the way, było zajebiaszczo, miło, że pytacie c:

Nie jestem nawet w stanie podpowiedzieć wam, co będzie w następnym rozdziale, bo sama, kurka wodna, nie wiem. Na tym etapie to opko już pisze się samo, ja nie mam pojęcia co robię. Zobaczymy jak daleko tak zajedziemy.

Nikogo to nie obchodzi, ale w październiku zaczynam studia i jestem przerażona jak diabli, a w dodatku właśnie mi powiedzieli, że będę miała dodatkowo jakiś lektorat z wybranego języka i muszę pisać test kwalifikacyjny z tegoż języka więc nie mogę wziąć nowego tylko muszę wybrać ten je**ny rosyjski, z którego g*wno całe umiem i którego nienawidzę każdą komórką składającą się na moje marne jestestwo, nie chcę, to nie fair, czy mogę się już w końcu zaje**ć T.T 

Edit (10.09).: Ten uczuć, kiedy czytasz rozdział po opublikowaniu, żeby sprawdzić, czy nie ma w nim błędów i odkrywasz, że po…myliły ci się imiona postaci .-. Udajmy, że tego Menmy tam nie było, jak ktoś czuję potrzebę zbicia mnie kapciem to nawet nie będę uciekać… 

Shaman King II ~ Rozdział 1. Pewne rzeczy się nie zmieniają.

19ebfa0bb973ce5a8a3e6dddce2076f6

Dzieciństwo spędzili oddzielnie, w odosobnieniu, nie znajdując wsparcia ani w rówieśnikach, ani w rodzinie, nieustannie wytykani palcami. Szkoleni by stawić czoła przeznaczeniu, które wybrał dla nich ktoś inny. Potem było jeszcze więcej treningów i wytykania palcami, które do tej pory nauczyli się już ignorować. I walka. Narażanie życia w mniej lub bardziej sprawiedliwych pojedynkach, by piąć się w górę po szczeblach Turnieju Szamanów, żeby zrealizować cudze marzenia. A gdy w końcu się spotkali okazało się jeszcze, że los ustawił ich po przeciwnych stronach tego starcia. Walczyli o siebie i przeciwko sobie. Walczyli z szamanami, duchami, psycholami, potworami różnego rodzaju. Ile razy byli o krok od śmierci? Sporo. Raz nawet naprawdę umarli. Jednak, mimo osiemnastu lat nieustannego wspinania się pod górkę, z wiatrem sypiącym im piach w oczy bliźniacy dopiero dzisiaj, 24 czerwca 2003 roku, stanęli przed najcięższym, najokropniejszym, najtragiczniejszym wyzwaniem w całym ich marnym, krótkim życiu.

A przynajmniej tak egzaminy wstępne na uczelnię widział Yoh.

Hao wyszedł z sali styrany, ale usatysfakcjonowany. Były oczywiście zadania, z którymi nie potrafił sobie poradzić i odpowiedzi, za których poprawność by nie ręczył, ale poszło mu wystarczająco dobrze, aby wiedział, że nie ma się czym martwić. W końcu, nie próbował dostać się do Harvardu czy innego Oxbrige, żeby rozpaczać nad kilkoma straconymi punktami. Miał większe zmartwienia na głowie. Jak na przykład pobladły ze strachu Yoh, który człapał obok, powłócząc smętnie nogami.

-Wszystko dobrze, bro?- zapytał, szturchając go w ramię.

Yoh odezwał się dopiero, kiedy doszli do najbliższej ławki.- To koniec.- westchnął, opadając beznamiętnie na drewniane siedzenie.- Moje życie jest skończone.

-Daj spokój. Świat nie kończy się na oblanym egzaminie. Jeżeli już pesymistycznie zakładamy, że oblałeś.- dodał szybko, czując, że wcześniejsza wypowiedź nie była zbyt pocieszająca.- Fakt, nie jesteś orłem, ale głupsi od ciebie zdawali z wystarczającym wynikiem to…

-Hao, bracie, kocham cię nad życie, ale nie mów już nic więcej.- przerwał mu.- Bo jeżeli piąta strona mnie nie dobiła, to zaraz ty to zrobisz.

-Wybacz.- Twarz Hao zapłonęła ze wstydu. Dlaczego musiał być tak beznadziejnie słaby w pocieszaniu ludzi?

Na jego szczęście, Yoh nie potrzeba było wiele, żeby się rozchmurzyć. Wystarczył sam widok speszonego Hao by zaczął się dyskretnie szczerzyć pod nosem. Z jakiegoś powodu uważał kompletny brak podstawowych umiejętności społecznych u swojego brata za totalnie uroczy, nie żeby kiedykolwiek przyznał się do tego na głos. Hao pewnie chciałby się jakoś zemścić.

-Już dobra, wybaczam.- powiedział, przywołując na twarz uśmiech.- Znajdźmy Annę i wracajmy do domu. Umieram z głodu!- jęknął, zarzucając ręce za głowę.

Jeszcze zanim zdążył się oddalić, Hao położył mu rękę na ramieniu.- Mówię poważnie, nie przejmuj się. Będzie dobrze.- zapewnił.- I nie próbuj udawać wyluzowanego, kiedy doskonale wiesz, że już dawno przestało to na mnie działać.

Yoh pozwolił rękom opaść wzdłuż ciała i westchnął. Hao miał rację, ale co innego mógł zrobić? Nie pozostało im nic innego jak tylko czekać na wyniki.

*

Amidamaru wpatrywał się w nastolatkę rozwaloną na postarzałym tronie jak ciele w malowane wrota. Nie sama Hikari była powodem jego osłupienia, a mężczyzna stojący obok – odwrócony do niego bokiem, ale wciąż wystarczająco rozpoznawalny, aby duch samuraja zdębiał.

-Hikari!- odezwał się Shinsuke.

Królowa Szamanów przerwała (dość burzliwą) rozmowę z mężczyzną i spojrzała na przybyłych. Jej rozmówca również zwrócił się w ich stronę i Amidamaru pozbył się wszelkich wątpliwości. To naprawdę był Wielki Onmyouji Hao Asakura. Ten sam, który  jeszcze podczas trwania Turnieju był o krok od zgładzenia Yoh i jego przyjaciół… Co on tutaj robił?

-Ach, Amidamru! Świetnie, że tu jesteś!- zawołała Hikari i poderwała się na nogi. Szybko podbiegła aby go przywitać, w ogóle nie zdając sobie sprawy z konsternacji w jaką wpadł samuraj.- Rozważaliśmy już nawet posłanie po ciebie na ziemię, więc dobrze, że w końcu się zjawiłeś.

-Dlaczego?- wydusił, sam nie do końca pewny, do czego owe pytanie miałoby się odnosić.

-Um.- mruknęła Hikari, zastanawiając się, od której strony zabrać się za tłumaczenie.- Jeden z Władców Piekła od miesięcy kombinuje coś w świecie żywych. Szczerze, robimy co możemy, ale sami nie mamy jeszcze pełnego poglądu na sytuację. Kojarzysz może sieć laboratoriów zajmujących się genetyką… nie, pewnie nie kojarzysz. Ech. W każdym razie, mają paru poważnych sponsorów i-

-Hikari!

Shinsuke przerwał jej wywód, za co Amidamaru spojrzał na niego z wdzięcznością. Ni w ząb nie kumał o co biega. Już pal licho te laboracośtam, co Hao Asakura robił w sali tronowej Królowej Szamanów?!

-Dobra, dobra.- poddała się Hikari.- Szamani zaczęli znikać. Na całym świecie, pojedyncze, głównie młode jednostki, bez rodziny czy bliskich. Z wujkiem Asahą podejrzewamy, że te zniknięcia i częste wizyty Anubisa w świecie żywych mogą być ze sobą powiązane. Mówiąc w skrócie: sytuacja nie wygląda ciekawie.

-To nigdy nie wygląda ciekawie, gdy ludzie wsadzają nos w sprawy, które są daleko ponad ich pojmowaniem.- dodał Hao, wymawiając słowo „ludzie” jakby mówił o najobrzydliwszym robactwie.

Hikari wywróciła oczami, ale nie zaprzeczyła.

Korzystając z chwili ciszy, Amidamaru zadał pytanie, które dręczyło go od momentu wejścia do sali tronowej.- Co… co on tu robi?

-Kto?- zgłupiała Hikari.- Aaa, mówisz o nim?- Wskazała na Hao.- Nie zwracaj na niego uwagi.- Machnęła ręką.- Wiem, że nie mieliśmy z drogim przodkiem zbyt wielu przyjemnych doświadczeń, ale teraz pracuje dla mnie.- wyjaśniła.- I jest grzeczny. Zazwyczaj.

Asaha prychnął.- Chyba raczej za ciebie.

-Chciałbyś.

-Ten świat nie przetrwałby tygodnia, gdyby mnie tutaj nie było.

Tyle wystarczyło, aby dwójka Asakurów ponownie wdała się w kłótnię. Jeżeli to zawsze tak wyglądało, Amidamaru zaczynał szczerze współczuć Shinsuke i Królowi Duchów. I przy okazji sobie, że tutaj trafił. A propos…

-Dalej nie rozumiem dlaczego się tutaj znalazłem.- powiedział do Shinsuke, licząc, że chociaż on przedstawi mu coś w prosty i logiczny sposób.

Brunet dał sobie spokój z załamywaniem rąk nad swoją szefową i zwrócił się do samuraja.-Zależało nam, żebyś przestał być duchem strażniczym Yoh. Hikari chciała wam dać wystarczająco dużo czasu, abyście załatwili to w swoim tempie, ale ten czas powoli się kończy. Dlatego dobrze, że w końcu tu jesteś.

-…Nie rozumiem.- wydusił Amidamaru skonfundowanym tonem.

-Znasz chłopaków, Amidamaru. Jeśli problem będzie postępował prędzej czy później któryś z nich celowo bądź nie wpakuje się pod linię ognia, mogą nawet stać się celem ze względu na wysokie wyniki w Turnieju. Muszą potrafić się obronić.

-Sugerujesz, że jestem zbyt słaby, aby dalej walczyć u boku Yoh?- Amidamaru zmarszczył brwi w irytacji.- Przecież to-

-Tu nie chodzi o poziom furyoku.- wciął się Asaha.- Tu chodzi o brak wyzwania.

-Słucham?

-Ty i Yoh byliście partnerami od lat.- podjął spokojnym tonem, jakby wyjaśniał coś dziecku.- Nie mówię, że to źle. Ale spójrz na waszą współpracę z technicznej strony – czy od zakończenia Turnieju udało wam się opracować jakikolwiek nowy ruch? I nie mówię tutaj o armor oversoul, który owszem, udało wam się stworzyć, ale i tak nie przetrwał więcej niż parę sekund. Yoh bardzo daleko zaszedł w Turnieju więc jego ataki są powszechnie znane. To tylko kwestia czasu zanim ktoś znajdzie sposób na zablokowanie Niebiańskiego Cięcia.

Amidamaru zastanowił się nad jego słowami. Faktycznie, armor oversoul było jedynym ruchem, nad którym pracowali przez parę miesięcy po zakończeniu Turnieju – bardziej z chęci robienia czegokolwiek niż wyraźnej potrzeby, ale z nie słabszym zapałem. Hikari nieświadomie zainspirowała Yoh swoim występem w ostatnich rundach Turnieju, a Anna bardzo go w tym przedsięwzięciu dopingowała – na swój własny sposób – chcąc pokazać, że poddanie przez niego miejsca z finale wcale nie świadczyło o jego słabości. Długo próbowali, ale gdy w końcu udało im się stworzyć pancerz, rozpadł się po krótkiej chwili. Udało im się jeszcze parę razy, ale zawsze z podobnym skutkiem. W końcu szkoła zmusiła Yoh do przerwania treningów i temat jakoś umarł. Do dzisiaj nie wiedzieli, dlaczego im nie wyszło.

-Zagrożenie, które czyha na moich potomków i ich przyjaciół, wymaga od nich ruszenia do przodu. Czy tego chcą czy nie.- dokończył Hao, korzystając z okazji, że Amidamaru nie odpowiedział.

Hikari, ku zaskoczeniu Amidamaru, przytaknęła.- Wujek Asaha ma rację, Ami. Nie wiem dlaczego nie poszło wam z armor oversoul, ale zastanów się – może właśnie chwila przerwy od siebie jest tym czego potrzebujecie.

-Więc chcecie zostawić Yoh bez ducha stróża, gdy grozi mu niebezpieczeństwo?

-Wręcz przeciwnie.- Hikari uśmiechnęła się.- Poszperałam trochę w zaświatach i myślę, że znalazłam osobę, od której Yoh mógłby się wiele nauczyć. Nie chciałam jednak robić niczego bez twojej zgody.- powiedziała.

-Chcesz, żebym poznał tego ducha i określił, czy będzie odpowiedni do przejęcia opieki nad Yoh?- zrozumiał Amidamaru.

-Dokładnie tak.- odparła i zerknęła na swojego przodka, który najwyraźniej pełnił w Pałacu rolę doradcy. Amidamaru zachodził w głowę jak mogło do tego dojść, niezbyt ufając w intencje onmjouji. Szlag, po tylu latach niezbyt ufał nawet intencjom Hikari. Czy może raczej jej zdrowiu psychicznemu.

-Nikt nie zna możliwości bojowych Yoh lepiej od ciebie.- potwierdził Hao z uprzejmym skinieniem głowy. Jeśli myślał, że kupi Amidamaru kilkoma komplementami, to nieźle się zdziwi.

Samuraj zmrużył ostrzegawczo oczy, ale ostatecznie skapitulował.- Poznam go i wtedy zdecyduję.- powiedział.- Ale proszę o jedno – jeżeli Yoh kiedykolwiek znajdzie się w sytuacji, w której moje wsparcie będzie niezbędne, pozwolisz mi do niego wrócić.

-Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej.- odparła pojednawczo Hikari.

-A co z Hao?- przypomniał sobie Amidamaru. Przecież starszy z bliźniaków również został bez partnera.

Królowa Szamanów i Onmyouji spojrzeli na siebie porozumiewawczo.- Nie bój żaby, dla Haośka też już kogoś mam. Duch Ognia jest mi niestety potrzebny tutaj, przynajmniej na razie. Znam za to pewnego Wysokiego Demona, który zrobi wszystko za parę minut sam na sam z moim generałem.

Amidamaru widział coś bardzo niepokojącego w jej uśmiechu. Chyba przebywanie z piromanem-mordercą nie służyło jej zbyt dobrze.

Choć z drugiej strony, Hikari Asakura zawsze była dość niepokojącą osobą.

-Nie ma co tracić czasu, ruszajcie.- powiedział, ku uldze Amidamaru, Shinsuke, trochę zdegustowanym tonem. Samuraj nie wnikał. Chciał po prostu mieć to już za sobą i zobaczyć się z Mosuke.

Hao skinął głową i zwrócił się w stronę wschodniego wyjścia z sali tronowej, dając przy tym znak Amidamaru, żeby podążył za nim. Hikari podniosła się z tronu, z zamiarem dołączenia do nich, lecz pstryczek w czoło od Shinsuke posłał ją z powrotem na miejsce.

-A to za co?!

-Nigdzie nie idziesz. Masz następne spotkanie.- oświadczył spokojnie Shinsuke.- Feniks czeka w gabinecie.

-Czemu ty nie możesz do niego iść, moja obecność chyba nie jest wam potrzebna do gry wstę…- Wilcze spojrzenie Shinsuke sprawiło, że urwała w połowie wyrazu i tylko burknęła coś pod nosem naburmuszonym tonem.

Jakby zdumienia Amidamaru nie było jeszcze dość, Wielki przy samym wyjściu oświadczył:

-Zabieram ze sobą Ducha Ognia.

-Nie ma mowy, masz na niego szlaban.- odparła Hikari.

-Miesiąc minął wczoraj.

-Psia krew.- syknęła.- Dobra, ale jak tylko się dowiem, że pozowliłeś mu pożreć jakąś bogu ducha winną duszę to nie zobaczycie się do końca mojej kadencji.

Hao tylko uśmiechnął się pod nosem i wyszedł, a Amidamaru podążył za nim, zastanawiając się czy Hikari z marszu odrzuciła wszystkie zasady etyki królewskiej, czy to Shinsuke – i najwyraźniej też jej przodek – cieszyli się u niej jakimiś specjapnymi względami.

*

Anna aspirowała na inną uczelnię niż bliźniacy – co nie było praktycznie żadnym zaskoczeniem zważywszy na jej nienaganne stopnie, wzorowe zachowanie i ogólną sympatię, którą darzyli ją wszyscy nauczyciele i profesorzy, gdziekolwiek by nie poszła – więc wcześniej już ustalili, że po napisaniu egzaminu spotkają się w połowie drogi w ich (to znaczy Anny) ulubionej kawiarni i stamtąd pojadą do zajazdu.

O dziwo, bliźniacy dotarli na miejsce jako pierwsi, choć obaj zakładali, że to na nich będzie trzeba czekać. Yoh przez sekundę rozważał wysłanie Annie SMS’a, ale jeśli była w trakcie egzaminu to i tak nie odpisze. Uzbroili się więc w cierpliwość i zajęli miejsce przy wolnym stoliku. Hao zamówił frappe z polewą toffi, a Yoh kawałek ciasta wiśniowego, żeby uspokoić burczący żołądek.

-Przypomnij mi jeszcze raz, po co właściwie idziemy na te studia?- zapytał młodszy z bliźniaków memląc w ustach widelczyk.

-Bo nikt ci nie będzie płacił za spanie.- odparł Hao, tak jak robił to już setki razy wcześniej.

-To byłby piękny zawód.- powiedział Yoh, odpływając w krainę marzeń.

Hao parsknął.- Z pewnością.

-A tak serio, przecież jesteśmy szamanami, naprawdę musimy robić coś więcej?- ciągnął dalej.

-Za bycie szamanem też ci nikt nie zapłaci.- skontrował bezlitośnie jego brat.- Rozejrzyj się tylko, to już nie ten sam świat co za czasów Wielkiego.

-Mama jest miko.

-Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest jej jedyne zajęcie, nie?

-No tak, ale-

-Nie jesteś miko, Yoh.

Yoh pochłonął kawałek ciasta i zamyślił się. Fakt, nie był miko. Nie był też, odkrywcze,  itako jak babcia Kino lub Anna. Skąd właściwie jego rodzina miała kasę na utrzymanie zajazdu i rezydencji w Izumo? Yoh nigdy nie widział, żeby ktokolwiek tam pracował poza jego mamą. No chyba, że…

-Hao, myślisz, że mógłbym się nauczyć przepowiadać przyszłość?- zapytał, nagle przypominając sobie, że dziadek Yohmei często zatrudniany jest przez polityków i inne grube ryby. Praca idealna – duża kasa i mały wkład własny.

Hao nie poparł jego genialnego pomysłu, wybuchnął za to śmiechem, niemal krztusząc się własną kawą.- Jesteś niedorzeczny.

Yoh obruszył się mocno na to stwierdzenie, jednak zanim zdążył werbalnie wyrazić swoje niezadowolenie do ich stolika przysiedli się Anna i Ren.

-Hej, co tak długo?- przywitał ich wciąż wyszczerzony Hao, jednocześnie odpędzając się od rąk brata nieubłaganie zmierzających w stronę jego misternie ułożonej fryzury. Pewne rzeczy po prostu się nie zmieniają.

-Zaczęliśmy planowo, ale jakiś dureń dał się złapać z gotowymi odpowiedziami i wybuchła afera.- wyjaśniła Anna głosem, w którym słychać było zmęczenie i irytację, ale też niepodważalną pewność siebie.- Musieliśmy czekać dwie godziny, aż wszystkich dokładnie przeszukają i dostarczą zapasowy arkusz, a potem zacząć od nowa.- zakończyła prychnięciem.

-Aż dziwne, że nie przełożyli egzaminów na inny termin.- zauważył Hao.

-Wtedy mogliby nie wyrobić się z rekrutacją.- odparł Ren.- Żadna inna uczelnia nie przeprowadza egzaminów później niż w czerwcu.*

Ren przeniósł się do Tokio całkiem nagle w zeszłym roku, po stoczeniu żywej wojny z rodzicami i żadne z nich w sumie nadal nie wiedziało o co poszło i dlaczego. Może poza Jun, ale starsza siostra młodego Tao kończyła właśnie licencjat na wysoko ocenianym uniwersytecie artystycznym w Chinach, więc nie mieli z nią zbyt dużego kontaktu.

Ren po prostu któregoś dnia zjawił się w ich klasie w trakcie przerwy i oznajmił, że od teraz mieszka w Tokio i to było tyle. Koniec tematu, żadnych wyjaśnień. Pomimo wpakowania się w praktycznie sam środek burzy sprawdzianów przed końcem roku szkolnego poradził sobie ze wszystkim znakomicie i od razu, po paru dodatkowych egzaminach w okresie letnim, przeskoczył do ostatniej klasy, więc kończył ogólniaka razem z Asakurami.

Hao nie był pewien czy tak się w ogóle dało, ale najwyraźniej jeśli miałeś na nazwisko Tao to nic nie było dla ciebie niemożliwe. Yoh się cieszył, zwłaszcza, że po wyjeździe Manty i Ryu został praktycznie bez swojej dawnej ekipy, a Annie było wszystko jedno, więc też nie dociekała. Hao parę razy próbował zacząć temat, ale Ren bronił się rękami, nogami i nawet czubem na włosach przed udzieleniem jakichkolwiek odpowiedzi. Jedyne co wiedzieli na pewno, to że Yuan i Ran musieli w końcu skapitulować pod samczym uporem syna, bo wysłali na adres zajazdu En list z kluczykami i adresem do nowego (bardzo nowego i bardzo drogiego) apartamentu w centrum Tokio, żeby nie musiał żyć na garnuszku Asakurów. Co i tak robił, póki wojny o telewizor stały się nie do zniesienia i Anna go wykopała. W końcu miał gdzie mieszkać, to nie tak, że skończyły na ulicy.

-Zamawiacie coś jeszcze, czy kończycie i możemy spadać?- zapytał teraz z wyrazem ogromnego znudzenia.

-Potrzebuję kawy.- odparła Anna i poszła z portfelem do kasy zamówić.

Yoh odprowadził ją wzrokiem, łapiąc się na tym, że podziwia każdy jej krok i każdy ruch. Anna piękniała z każdym rokiem, a on z dnia na dzień zakochiwał się coraz bardziej i dobra, może to był zaaranżowany związek, może nie przepadali za sobą na początku, może czasami wciąż się jej trochę bał, a innym razem nie mógł znieść jej mądrzenia się, ale na Hikari zginąłby bez tej dziewczyny. I wiedział, że skończy pod pantoflem (według Rena już pod nim siedział), ale jakoś w ogóle go to nie obchodziło.

Anna zamówiła miętowe latte, co Yoh dokładnie przewidział i uśmiechnął się czule pod nosem, wzdychając cicho.

Hao i Ren wymienili pełne politowania spojrzenia.

-Jemu już nie da się pomóc.- powiedział Ren.

-Yhym.- mruknął Hao i zajął się swoją kawą.

***

*- nie bijcie, ale ja naprawdę nie mam pojęcia, jak działają szkoły w Japonii xd Poszperałam trochę w trakcie pisania rozdziału, żeby chociaż wiedzieć na jakim jest się stopniu nauczania w danym wieku, ale takie szczegóły jak długość przerwy między szkołą średnią, a studiami, początek i koniec roku czy termin egzaminów to już naprawdę nie moja bajka.
Shun: Will, ledwo ogarnia jak to działa w Polsce.
Ledwo to słowo kluczowe xD Poza tym to nie jest szkolny fic, żadne wzmianki o edukacji bohaterów nie powinny się już pojawiać w następnych rozdziałach (wszyscy będą na wiecznych wagarach, jak za czasu Turnieju xd), więc proszę mnie nie linczować.
Wpadłam też na (może głupi, nie wiem) pomysł, żeby zamiast samego cytatu wstawiać na początku cytat na fan art’cie xd Zobaczymy jak to wyjdzie i cicho modlę się, żeby mnie nikt nie posądził o prawa autorskie.

Ach! *wzdycha* Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego ja ciągnę to opko dalej?
Shun: Sentyment.
Nie cytuj Lokiego, to wciąż boli ;-;
Shun: …
Przepraszam was bardzo za tak długą nieobecność, nie wiem co będzie z tym blogiem (dosłownie – dalej nie przemyślałam fabuły xd), ale spróbuję się jakoś ogarnąć, chociaż w klasie maturalnej może być ciężko.
Shun: Nie mów, że myślami jesteś już w szkole.
Mentalnie nigdy z niej nie wyszłam .-. W ogóle nie czuję wakacji w tym roku. Ale z drugiej strony od ostatniego wstawionego postu (tego prawdziwego, w styczniu, nie one-shota udającego że był wstawiony na czas xd) nadeszło sporo zmian w moim życiu.
Macie tutaj streszczenie streszczenia ostatniego półrocza:
-skończyłam 18 lat
-obejrzałam Avengers: Infinity War (część mnie umarła tamtego dnia ;-;)
-dalej nie mam chłopaka (to akurat nic nowego xd)
-zrobiłam kurs na prawo jazdy
-wymusiłam na rodzicach obietnicę, że kupią mi psa jak zdam za pierwszym razem
-zdałam za pierwszym razem (rzutem na taśmę, ale o tym nie musicie wiedzieć xd)
-dostałam szczeniaka (cudowny związek przyczynowo skutkowy, nie? ^^)
-zdałam do trzeciej klasy (juhu .-.)
-pracowałam w kawiarni
-jeżdżę już dwa miesiące i jeszcze nikogo nie rozjechałam (Boże, odpukać)
-bo otarcia i gumy się zdarzały (tatuś mnie kocha xd)
-jeszcze żyję… i… to by było na tyle .-.
Myślałam, że będzie tego więcej.
Shun: I tak nikogo to nie obchodzi, a to posłowie stanowi już 1/5 rozdziału.
No to do zobaczenia… w tym roku. Chyba. Jak szczęście dopisze xd
Acha, i jeśli ktoś tu jeszcze jest i czyta to mógłby zostawić po sobie jakiś ślad, nawet krótki? Nie zamknę bloga jak nie będzie odzewu, nic z tych rzeczy, chcę jedynie wiedzieć, czy piszę tylko dla Spokoyoh i Dary, czy zagląda tu ktoś jeszcze xd

One-Shot ~ Sen (Asakura Family)

 

887ed6b5372bcbe97eb7041e72773e2b

Okey, guys, sprawa ma się tak: zawaliłam.
Shun: *otwiera usta*
Zamknij się -,-
Shun: *zamyka się*
Pamiętałam o urodzinach bliźniaków tak mniej więcej do początku maja. Potem zaświecił mi się nad głową wielki czerwony napis „PRAWO JAZDY” i wszystko inne, nie tylko blog, jakoś tak usunęło się grzecznie na bok pozostawiając czyste, niezapisane jeszcze miejsce na dysku (którego byłoby pewnie o wiele mniej gdyby nie te wszystkie przespane lekcje biologii, brawo, Will, ciekawe jak ty zdasz maturę, geniuszu) na to właśnie przedsięwzięcie. Ale o tym jeszcze kiedy indziej. Sęk w tym, że świadomość wróciła do mnie dopiero jakiś miesiąc później, a i tak musiały minąć, jak widzicie, jeszcze kolejne dwa, żebym w ogóle zdobyła się na odwagę i tutaj zajrzała .-.
Przejrzałam wszystkie szkice i znalazłam w nich prolog, epilog i połowę pierwszego rozdziału alternatywnej historii, którą miałam kiedyś w planach napisać (kiedyś, heh), ale teraz z wizją trzeciej klasy przed oczami oraz decyzją o kontynuowaniu głównej historii (do tego też jeszcze wrócimy) przestaję się w końcu okłamywać i przyznaję, że raczej tego nie zrobię. Na pewno nie teraz i na pewno nie w ciągu najbliższych kilku lat xD
Więc wstawiam to co mam jako one-shot i pomimo, że dzisiaj mamy 20 sierpnia to ustawię datę na 12 maja. Dlaczego? Bo mogę. Nie zaburzy to żadnej chronologii (mój ostatni post był w styczniu, o gosh), a jedynie stworzy iluzję, że publikuję posty częściej niż w rzeczywistości. Jestem zła, wiem xd
Może powinnam zostawić ten wywód na koniec, ale co tam. Skoro już się przyjęło, że w one-shotach męczę was zawsze na początku, to kontynuujmy tradycję.
Alternatywna historia, której początek macie poniżej miała skupiać się na trzech grupach biorących udział w Turnieju Szamanów – Hao i jego poplecznikach, bandzie Yoh oraz X-laws, do których dołączyłaby Hikari (abstrakcja wiem) kierowana misją wydaną jej przez Króla Duchów – powstrzymać Hao przed wcieleniem w życie swoich planów i pogodzić go z rodzinką. Przy czym w tej historii Hao jest po prostu Hao, a nie Hao kontrolowanym przez swojego przodka Hao (aż mi się w głowie zakręciło), a rodzice Hikari żyją i mają się dobrze. Pamiętam, że byłam strasznie zajarana tym pomysłem i dlatego walnęłam taki długi prolog xd Oh, well xd
Ps. Przepraszam za zmiany czcionki, ale jak mówiłam, ten tekst już swoje lata ma, przerzucany był jeszcze z Oneta, gdzie pisałam rozdziały w andale mono, Worpress jest zły, ja jestem zmęczona i dlatego wyszło jak wyszło xd

*

Czarnooka dziewczyna zerwała się z łóżka ze zduszonym krzykiem. Jej czarne oczęta błądziły od szafy do biurka poprzez inne meble, lustrując pomieszczenie uważnym spojrzeniem. Kiedy już ostatecznie otrząsnęła się z wyśnionego koszmaru i uspokoiła oddech, spojrzała uspokajająco na ducha ciemnowłosego chłopaka, który przyglądał jej się z troską. Z jego pleców wyrastały olbrzymie, czarne skrzydła.

-Nic mi nie jest, Shinsuke.- zapewniła szeptem, nie chcąc obudzić śpiącej obok przyjaciółki. Jak się okazało, zupełnie nie potrzebnie, gdyż blondynka już od dawna nie spała. Ciężko spać, gdy ktoś rzuca się i jęczy na łóżku obok.

-Naprawdę nie możemy ci jakoś pomóc?- zapytała Celia,  mając na myśli siebie i trzecią członkinię ich paczki – Emily.- Ostatnimi czasy, co noc masz takie napady.

-Pewnie przez to, że Druga Runda się zbliża.- odparła.

Gwoli ścisłości, dziewczyna miała w prawie jazdy na motor wpisane nazwisko Asakura, imię – Hikari. Jakiś czas temu skończyła trzynaście wiosen, a z zawodu była szamanką, czyli łącznikiem między światem żywych, a sferą duchową. To pozwalało jej widzieć ludzkie dusze pałętające się po ziemskim padole. Zadaniem jej i wielu innych na świecie, było pomaganie duszom w odkupieniu win i przejściu do świata duchów. Druga Runda, o której nadmieniła, to kolejny etap wielkiego Turnieju Szamanów organizowanego raz na pół milenium w celu wyłonienia najpotężniejszego szamana tytułowanego królem.

Jej przyjaciółka miała piwne oczy i kręcone, blond włosy, wiecznie zaplecione w długi warkocz sięgający połowy pleców. Odznaczała się również złocistą cerą, na nosie usianą piegami. Ona, Hikari i Emi zawsze trzymały się razem i Asakura była naprawdę wdzięczna losowi za takie koleżanki, które nie tylko nie potępiają jej odmienności, ale także stawały w jej obronie, kiedy ktoś z klasy próbował uprzykrzyć dziewczynie życie.

-Nadal uważam, że te koszmary to jakaś wizja.- stwierdził Shinsuke – chłopak będący Duchem Stróżem czarnowłosej.   

-Może i wizja, ale jak już to niepełna.- powiedziała.- Wydarzenia zawsze występują jedno za drugim, w tej samej kolejności, trochę jak w strasznie liniowej grze fabularnej. Z każdym kolejnym podejściem udawało mi się zajść coraz dalej, ale jakiś tydzień temu wszystko stanęło.  Zawsze budzę się w tym samym momencie, jakbym nie mogła grać przez brak jakiegoś elementu.

-I podejrzewasz, o co może chodzić?- zapytał duch.

-Wiesz, o co kaman?- dodała Celia, która nie zaliczała się do grona szamanów i nie mogła słyszeć, że czarnowłosy zadał już podobne pytanie. Zdawała sobie sprawę z nietypowych znajomości Hikari i przywykła już, że dziewczyna czasami odpowiadała na pytania, które tylko ona słyszała, lub prowadziła długo rozmowy sama ze sobą. Wciąż jednak uważała to za trochę przerażające.

-Podejrzewam.- odpowiedziała Hikari.- I chyba nawet wiem, jak to rozwiązać.- Zmarkotniała nagle. Jeśli ma rację, będzie musiała się sporo nagimnastykować, żeby poznać prawdziwe przesłanie snu. Nie była  do końca pewna, czy chciała to robić, ale ciekawość zwyczajnie zżerała ją od środka.

-No to, na co czekasz, kobieto? Powiedz lepiej, jak ci pomóc i bierzemy się za to, choćby zaraz!-  zawoła podekscytowana blondynka. Zaraz zbeształa się za to w myślach. W końcu mogła obudzić rodziców. Tak się na szczęście nie stało, jednak do końca nocnej konspiracji uważnie nasłuchiwała kroków na korytarzu, żałując, że dała się ponieść emocjom. Niech tylko Emily usłyszy, jaka ją ominęła zabawa! Jej wina, że zamiast nocować z przyjaciółkami, wolała wybrać się do babci.

-Ty mi raczej nie pomożesz.- Hikari niechętnie ostudziła jej zapał.- Ale w jednym masz rację, lepiej zrobić to choćby zaraz i mieć już za sobą.- To mówiąc podniosła się z łóżka. Spała w czarnych spodniach dresowych oraz koszulce z logo bliżej nieokreślonej firmy budowlanej, za dużej o jakieś dwa numery.

Zanim blondynka zdążyła jej coś odpowiedzieć, Hikari złapała swój plecak i cała zniknęła pod kołdrą. Pierzyna przez chwilę poruszała się, zdradzając ruchy osoby pod nią. Asakura wynurzyła się chwilę później, zgarniając z twarzy rozczochraną grzywkę. Poza jeszcze bardziej rozwichrzoną fryzurą, w jej wyglądzie nie było żadnej różnicy.

-Co ty robisz?

-Przed chwilą? Zakładałam stanik, wiesz?- burknęła. Czy to jest naprawdę takie ciężkie do domyślenia się?

-Bardziej chodziło mi o to, po co go zakładasz?- sprostowała.

-Wychodzę.- oznajmiła.- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to jutro wrócę po rzeczy. A swoim rodzicom możesz powiedzieć, że coś mi wyskoczyło i tata przyjechał po mnie wcześniej.- mówiła, jednocześnie rozczesując skudlone włosy. Sięgały jej aż do pasa, toteż czasem ciężko było nad nimi zapanować. Warknęła i w przypływie irytacji złapała za gumkę i zebrała je w luźną kitkę. Potem założyła skarpetki.

-Gdzie do diabła?- zapytała ponownie Emily. Zawsze, kiedy sądziła, że przywykła już do nietypowego zachowania kumpelki, ta znajdywała nowe sposoby, żeby ją zaskoczyć.

-Idę do paszczy lwa.- odpowiedziała. Wsunęła na nogi znoszone trampki i cicho, niczym kot wyszła z pokoju, życząc przyjaciółce dobrej nocy. Shinsuke ruszył za nią, nawet nie oglądając się za siebie i nie komentując tego w żaden sposób.

-Normalność jest taka nudna.- szepnęła do siebie blondynka. Zasnęła rozmyślając na temat swojego – w jej mniemaniu – szarego życia.

Biegła. Powierzchnia była bardzo nierówna i usiana drzewami – jak to zazwyczaj bywa w lesie -, co znacznie utrudniało jej sprint. W dodatku noc była wyjątkowo pochmurna, a co za tym idzie, ciemna. Prawdopodobnie, gdyby nie była sobą, czyli wyjątkowo silną, jak na swój wiek szamanką, byłoby jej o wiele ciężej poruszać się w takich warunkach.

Skupiała wzrok na jednym punkcie, będącym również jej celem. Liczyła, że w ten sposób będzie łatwiej ignorować lśniące czerwienią ślepia, które śledziły każdy jej krok. Czuła się jak sarna otoczona przez zgraję drapieżników, które tylko czekają na jej potknięcie. Jakby tego było mały, wiedziała, że śledzą ją o wiele gorsi przeciwnicy. Gotowi w każdej chwili wedrzeć się do jej umysłu i wydobyć z niego słabe punkty dziewczyny. Co noc atakowały tym samym. Jak dotąd skutecznie. Czy tym razem będzie inaczej? Miała nadzieję, że tak.

Mniej więcej wiedziała, co ja teraz spotka. Gdy się budziła pamiętała każdy szczegół. Ale kiedy ponownie zapadała w sen te informacje się rozmywały. Pamiętała jakie osoby będzie spotykała i w jakiej kolejności, ale nie poszczególnych interakcji z nimi. To dodawało całej rozgrywce dodatkowego dreszczyku.

Szkoda tylko, że zawsze ginę przed końcem, pomyślała.

Powoli zaczęła dostawać zadyszki, kiedy do jej uszu dotarło wyjątkowo wyraźne tupanie. Ktoś niezbyt się krył ze swoją obecnością. I nawet wiedziała kto. Nieregularne odstępy czasu między kolejnymi odgłosami i charakterystyczne tupnięcie sugerowało, iż przeciwnik porusza się po drzewach.  W pierwszym odruchu chciała przyśpieszyć, zaniechała tego jednak. Ta opcja w niczym by nie pomogła, a tylko stałaby się przez nią bardziej zmęczona. Biegła dalej, utrzymując stałe tempo, nasłuchując kolejnych tupnięć i zastanawiając się, jak uniknie ataku jeśli taki nadejdzie.

Wybiegła z lasu, w końcu docierając do celu jakim było… jej podwórko. Zatrzymała się gwałtownie. Rozpoznała by to miejsce nawet z zawiązanymi oczami. Choć musiała przyznać, że od takiej strony jeszcze go nie widziała. Nie chodziło o panujące egipskie ciemności, dość często wykradała się z domu po zmroku, żeby podziwiać gwiazdy lub inne ciała niebieskie. Wszystkie obiekty były doszczętnie spalone. Czarna trawa rozsypywała się w proch pod jej stopami. Rozłożyste drzewo, na które tak uwielbiała wspinać się jej młodsza siostra, przerażało nagimi gałęziami. Widziała też budynek, od kilku lat będący jej domem. Na jasnych ścianach widoczne były ślady sadzy.

Mimowolnie obróciła się przez ramię, żeby spojrzeć na las. W oczy rzucały się wysokie sosny. Na jednej z nich Hikari ujrzała mężczyznę. Jego jasny strój wyróżniał się na tle mroku. Dostrzegła również długie, ciemne włosy i maskę z charakterystycznym dziobem. To ostatecznie rozwiało jej wątpliwości, co do tożsamości tej osoby.

Wystarczyło, że mrugnęła, a Mikihisa zniknął. Jego śladem poszła noc, gwałtownie ustępując miejsca dniu. Może zbyt gwałtownie, bo porażona światłem słonecznym dziewczyna była zmuszona zamknąć oczy. Gdy znów je otworzyła wszystko było w stanie, jakim zapamiętała. Ogródek z małą sadzawką i rzeczką, urządzony w stylu japońskim – co miało przypominać jej ojcu o rodzinnych stronach – stał nietknięty, podobnie jak drzewo, które nagle odzyskało wszystkie zielone liście. Ze ścian budynku zniknęły wszelkie ślady wcześniejszej dewastacji. Tylne, oszklone drzwi wydawały się wręcz zapraszać do wejścia do wnętrza domu.

Ale to nie było wszystko. Na środku podwórka stali jej rodzice – wysoki mężczyzna o kruczoczarnych, krótko ściętych włosach z długą, prostą grzywką charakterystyczną dla rodu Asakura i rozbawionym wyrazie twarzy; oraz kobieta o długich, karmelowych włosach i łagodnych rysach.

-Hikari- Layla uśmiechnęła się łagodnie.

-Co?- wykrztusiła, wyraźnie zdezorientowana. Pamiętała o scenie z rodzicami, ale nie widziała, czego mogą od niej chcieć.- To jest – proszę?- poprawiła, nagle przypominając sobie o zasadach dobrego wychowania.

Nachi parsknął śmiechem. Był typem lekkoducha, a razem z nigdy nie wpadającą w złość Laylą tworzyli dość ciekawe małżeństwo. Nie można było ich nie lubić.

-Hikari, kim jesteś?- odezwała się ponownie.

-Em…- wydusiła, zaskoczona takim pytaniem. Pozwoliła sobie na chwilę zamyślenia. Kim była? Miała wiele ról społecznych; siostry, córki, wnuczki, przyjaciółki… Ale chyba nie o to chodziło.- Szamanką?- Wzruszyła ramionami.

-A kim musisz się stać?- zapytał, tym razem Nachi, powoli kiwając głową w odpowiedzi na jej poprzednią wypowiedź.

-Eee.- Na to pytanie odpowiedzi już nie potrafiła znaleźć. Czyżby rodzice oczekiwali od niej zwycięstwa w Turnieju Szamanów? Oczywiście, treningi bojowe musiały czemuś służyć, ale ani tata, ani mama nigdy na nią nie naciskali – co innego dziadek Yohmei, ale on to zupełnie inna para kaloszy.- Nie wiem.- przyznała.- Powiecie mi?- Wciąż trzymała się na dystans kilku metrów i jakoś nie czuła potrzeby podchodzenia bliżej. Wręcz przeciwnie – instynkt krzyczał, żeby się cofnęła. Nie zrobiła tego. Stała hardo z miejscu, czekając na odpowiedź.

-Chodź bliżej, a będziemy mogli ci pokazać.- zaproponowała Layla, choć to zabrzmiało bardziej jak rozkaz. Rozłożyła ręce i wciąż się uśmiechając czekała, aż Hikari podejdzie, żeby się przytulić, jak to nie raz robiła, gdy nie potrafiła sobie z czymś poradzić. Nachi położył jedną dłoń na talii żony, a drugą na jej ramieniu. Uśmiechnął się i również czekał.

-Wolę nie.- powiedziała. Właśnie sobie przypomniała – na początku, się na to nabierała i kończyła „grę” poprzez przedwczesny zgon. Trochę minęło nim pojęła, że nie może im ufać. Nie we śnie. Cofnęła się kilka kroków dokładnie w chwili, gdy trawa, na której przed sekundą stała zajęła się ogniem. Źrenice rozszerzyły się w szoku. Przeniosła wzrok na postacie ze snu, ze strachem zauważając, że pomimo takiej samej postawy i uśmiechów, ich gałki oczne rażą czerwienią. Ogień momentalnie zaczął się rozprzestrzeniać. Ledwo, bo ledwo, ale zdążyła odskoczyć i czym prędzej czmychnęła do wnętrza domu.

Gdzie czekało na nią kolejne zaskoczenie. To nie był jej dom na obrzeżach Seattle, nie mógł być. Pomieszczenie, w którym się znalazła było przestronniejsze, deski podłogowe wyglądały na starsze, w dodatku musiała wejść przez okno, bo to ono się za nią znajdowało – nie drzwi. Nawet bez wyglądania na zewnątrz wiedziała, gdzie się znalazła.

-Izumo- szepnęła. Była w swoim starym pokoju, w rodzinnym mieście – Izumo. To w tym domu mieszkali jej przodkowie i może ona również, kiedyś wróci tu na stałe. Nie chcąc dłużej nad tym kontemplować, wyszła na korytarz i – chyba instynktownie- ruszyła w stronę kuchni. Zobaczyła tam dokładnie tego, kogo się spodziewała.

-Dzień dobry, Hikari.- rzuciła przyjaznym tonem Keiko. Kruczoczarne włosy były spięte w niechlujnego koka, który dodawał kobiecie uroku. Była ubrana w dżinsową spódnicę i marynarkę, a na to biały fartuch. Mieszała chochlą w garnku, nawet nie patrząc w stronę Hikari.

-Dobry, ciociu.- przywitała się. Próbowała sobie przypomnieć, co powinna teraz robić, gdzie iść. Rezydencja Asakurów przerażała swoimi rozmiarami, nie wspominając o zapierającym dech w piersiach ogrodzie i wielu ukrytych pomieszczeniach.

-Mój brat mógłby mnie ostrzegać, zanim przyśle cię do nas. Widzisz, ja pracuję i niestety nie mam zbyt wiele czasu dla rodziny.

-Aham.- mruknęła. Jak to mówił Yoh?, zapytała w myślach, po czym sama udzieliła sobie odpowiedzi: „W naszej rodzinie panuje zasada róbta, co chceta”. Dosłownie, stwierdziła. Ona i Yoh już dawno przestali się tym przejmować, a przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Czasem trochę współczuła kuzynowi – ostatecznie spędzała z rodzicami więcej czasu, niż on ze swoimi. Plus – od siedmiu lat miała młodszą siostrę, którą się opiekowała, a Yoh nie miał nikogo. Przynajmniej w praktyce. Ciekawe, kiedy dowie się prawdy?, dodała w myślach.

-Hikari! Słuchasz mnie w ogóle?!

 Aż podskoczyła. Faktycznie, zamyśliła się, jednak Keiko rzadko unosi głos, a nawet jeśli to robi, to nie w tak błahej sprawie. Zerwała się do biegu i uciekła przez drugie wejście, nim kobieta zdążyła na nią spojrzeć. W koszmarze ciepłe, czarne oczy Keiko były równie rubinowe, co oczy Layli i Nachi’ego. Biegła przez korytarze dawnego domu, pozwalając aby nogi same ją niosły, aż nagle poczuła duszący zapach dymu. Nie odwróciła się jednak, aby spojrzeć na płomienie. Nie zrobiła tego również, gdy minęła dziadka Yohmei i babcię Kino. Im dalej w sen, tym więcej szczegółów pamiętała z poprzednich i wiedziała, że to nie czas na organizowanie zjazdów rodzinnych. Dopiero cieniutki głosik zasłyszany kątem ucha, zmusił ją do zatrzymania się.

-Nee-san, pobawimy się?- zapytała Akiko, uśmiechając się tak niewinnie, że chyba bardziej się nie da. Niesamowicie kontrastowało to z czerwonymi tęczówkami. Powinny być niebieskie. Siedmiolatka wyciągnęła w jej stronę małe dłonie zakończone ostrymi, czarnymi pazurami.

-Nie!- zawołała, aby odpędzić od siebie wizję, nie odpowiedzieć siostrze. Zganiła sie w duchu za chwilę słabości i pobiegła dalej.

Wiedziała już, dokąd biec i o dziwo, wiedziała również jak tam trafić, chociaż ta część rezydencji należała do „zakazanej” i niewiele osób miało okazję ją zobaczyć. Hikari również nie została tam nigdy wpuszczona. Teoretycznie, nie powinna nawet wiedzieć o tej komnacie, a tymczasem zejście do podziemi zajęło jej zadziwiająco mało czasu. Wciąż czuła dym, a teraz dodatkowo słyszała za sobą kroki – jedne ciężkie, inne lżejsze i mniej zdecydowane, jakby ktoś spokojnie sobie hasał, a nie brał udział w pościgu.

Jedynie przeleciała wzrokiem po znajdujących się w pomieszczeniu obiektach, nie interesując się nimi zbytnio. To właśnie tutaj zazwyczaj zostawała schwytana i ginęła z ręki najbliższych, żeby obudzić się w łóżku ze stłumionym krzykiem na ustach. Miała nadzieję, że teraz  będzie inaczej. Raz kozi śmierć, pomyślała.

Podeszła do stojącej na tyłach świątyni i zatrzymała się dopiero, gdy znalazła się oko w oko z portretem swojego przodka – Wielkiego Hao Asakury. Szamana, który tysiąc lat temu przyniósł sławę rodzinie dzięki opanowaniu pięciu punków Gwiazdy Jedności. Potem jednak, został uznany za czarną owcę i wroga numer jeden, przez odmienne zdanie na temat rodzaju ludzkiego. Podobno zaczął uważać ludzi za zagrożenie dla natury i postanowił ich zniszczyć. Póki co, nieskutecznie. Dowiedziała się o jego istnieniu od ojca, kilka miesięcy temu, a jakiś czas później doznała nawet zaszczytu spotkania go osobiście – zdobyte milenium temu umiejętności pozwoliły mu odradzać się w nowym ciele, co pięćset lat, podczas Turnieju Szamanów. Wszystko po to, żeby mógł ponownie wziąć w nim udział i spróbować wygrać – korona umożliwiłaby mu jego plany.

-A teraz… też się odrodził?- zapytała tamtego dnia tatę.

-Owszem, Hikari.- potwierdził. Jak na niego, miał wtedy bardzo poważną minę. Wyglądał jakby się martwił.- I bardzo możliwe, że będzie próbował przeciągnąć cię na swoją stronę. Szuka silnych szamanów, którzy pomogą mu w zwycięstwie.- Po czym dodał z dumą wypisaną na twarzy:- Oboje wiemy, że taka właśnie jesteś.

Pamiętała, że wtedy przytaknęła, nie chcąc się z nim spierać. Nie uważała siebie za silną. Odważną i lekkomyślną tak, ale czy silną? Niemniej nie taką odpowiedź chciała usłyszeć – ciekawiła ją inna kwestia.

-Wiesz w czyjej rodzinie się odrodził?

-Naszej.- odpowiedział bez wahania.- Nie masz jednego kuzyna, tylko dwóch.

Pokręciła gwałtownie głową, w celu oczyszczenia jej z dezorientujących wspomnień i ponownie wbiła wzrok w namalowane oczy Wielkiego. Siedział po turecku, ubrany w obszerne, białe kimono, a po jego bokach przebywały stworzenia, które można było porównać do demonów. Prawdopodobnie tym właśnie były. Hikari czuła, że powinna coś powiedzieć, lecz nie bardzo wiedziała co. Odczuwała wyraźną różnicę pomiędzy rozmową z jego czternastoletnią reinkarnacją, a podobizną pochodzącą z zamierzchłych czasów.

Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy usłyszała za plecami głośny trzask. Przypomniała sobie swoje własne słowa: „Zawsze budzę się w tym samym momencie, jakbym nie mogła grać dalej przez brak jakiegoś elementu.” Jeżeli dobrze odgadła, czym jest owy brakujący element, powinna móc się stąd wydostać, bez marnych prób walki, których próbowała na początku. Zignorowała paraliżujący chłód biegnący wzdłuż kręgosłupa.

-Zamierzasz tak po prostu sobie na to patrzeć, Hao?- Starała się nie podnosić głosu – dziwnie wyglądałoby krzyczenie na podobiznę.- Nie znudziło ci się to przypadkiem?- zapytała.

Pomieszczeniem wstrząsnął szczerzy śmiech. Hikari odważyła się odwrócić i ku jej zdumieniu, była sama. Dałaby sobie rękę uciąć, że demony czyhały na nią tuż pod stopniami świątyni, a tymczasem nie ujrzała nikogo. Okej, tego jeszcze nie było., stwierdziła, znów stając przodem do przodka.

Ogień otoczył ją równie niespodziewanie, co w następnej sekundzie zniknął, jednak nie była już w świątyni, ani nawet rezydencji. Poczuła wiatr we włosach i promienie słońca na twarzy. Stała na wniesieniu, niżej rozciągał się cmentarz. Poza nią na wzgórzu był również kamienny nagrobek i drzewo, a pod nim…

-Hiiikaaariii~!- Czternastoletni chłopak o włosach koloru ciemnego brązu, prostej grzywce i charakterystycznych dla większości rodziny Asakura, czarnych oczach, uśmiechał się do niej. Na głowie miał słuchawki; na szyi wisior z pazurów niedźwiedzia.

-Rany, czy ty musisz się tak drzeć?- zapytał drugi chłopak, mogący być lustrzanym odbiciem pierwszego. Jedynymi pozwalającymi ich odróżnić cechami zewnętrznymi – poza ubiorem – były długość włosów – u jednego zdecydowanie dłuższe, niemal dorównywały włosom Hikari – oraz wyraz twarzy. Ten, który ją wołał sprawiał wrażenie luzaka, brnącego prze życie pomimo przeciwności Losu; jego klon przeciwnie – wyglądał na znudzonego i lekko zirytowanego, a może to tylko wrażenie? Tak, czy tak, obaj siedzieli oparci o szorstką korę, tuż obok siebie i wpatrywali się w czarnowłosą.

-Yoh? Hao?- odezwała się.

-Lolek i Bolek, ale dzięki za chęci. Prawie trafiłaś.

-Wy… razem?- wykrztusiła nadal nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.

-Nie zapominaj, że to sen.- Hao sprowadził ją na ziemię.

-Właśnie. Przecież w realu nawet nie wiem o jego istnieniu.- parsknął drugi bliźniak , pokazując na drugiego palcem.

-Zabieraj tego palucha, bo zaraz wsadzisz mi go do oka. Yoh!- krzyknął długowłosy, gdy Yoh na jego rozkaz zareagował przywołaniem na twarz złowróżbnego uśmieszku i przystawieniem palca wskazującego jeszcze bliżej jego głowy.

Hiari zastanawiała się jak na to paranormalne zachowanie zareagować. Ostatecznie zdecydowała się na wybuchnięcie śmiechem, bo skoro w istocie jest w śnie to kto jej zabroni? Z rozkoszą opadła na glebę obok kuzynków. Porozmawiali jeszcze chwilę, aż obraz dookoła zaczął się rozmywać Stopniowo wszystkie obiekty – bliźniacy, drzewo wiśni, nawet Straszne Wzgórze – rozpłynęły się w powietrzu. Jedyne, co pozostało to bladoniebieskie niebo, po którym rozglądała się zdezorientowana brunetka. Niemal natychmiast do uszu dziewczyny dotarł czyjś głos:

-To właśnie twoja rola. Czy tego chcesz, czy nie musisz być pośrednikiem.

火災

Została obudzona przez swojego ducha stróża jeszcze przed wschodem słońca. Przez krótką chwilę po prostu leżała na posłaniu obok pogrążonego w śnie chłopaka i wsłuchując się w jego miarowy oddech, rozmyślała o tym, co miało miejsce podczas snu. Król Duchów wyjaśnił jej tyle spraw, a i tak niewiele z nich rozumiała. Chwilę zajęło jej otrząśnięcie się z letargu, wywołanego najdziwniejszą nocą w jej życiu. Kiedy w końcu to osiągnęła wyszła spod posłania, wsunęła na nogi trampki i po cichu opuściła namiot Rozmawiającego z Demonami Wielkiego Hao Asakury etc. etc. Dopiero, gdy znalazła się poza granicami jego obozu pozwoliła sobie na odprężenie i rozciągnięcie zastałego ciała.

-Powinnam częściej wkradać się Hao do łóżka. Dawno się tak nie wyspałam.- stwierdziła, z błogim uśmiechem na twarzy.

-Nadal nie wierzę, że ci się udało.- Shinsuke pokręcił głową.- Prędzej zakładałbym, że nim nastanie świt przetransformujesz w kupkę popiołu.

-Badziewna transformacja.- skomentowała, wywracając oczami.- Niemniej masz sporo racji. Bez pomocy Ducha Ognia by się nie udało.- Spojrzała wdzięcznością na ducha stróża swojego kuzyna.- Dziękuję, że nas nie wydałeś. Mamy u ciebie spory dług wdzięczności.- Skłoniła głowę w geście szacunku. 

Czerwono-pomarańczowy płomyk odpowiedział jej tym samym, po czym wykonał odwrót taktyczny w stronę namiotu swojego mistrza, zastanawiając się, co też mu do głowy strzeliło, że zaryzykował życie Hao i pozwolił, żeby jakaś nastolatka – co z tego, że kuzynka – wpakowała mu się do łóżka.

地球

Zajazd En i wszyscy zamieszkujący go lokatorzy byli na nogach już od godziny czwartej rano, pakując rzeczy i dopinając wszystkie szczegóły na ostatni guzik. Taka atmosfera panowała od wczoraj, gdy na dzwonki wyroczni uczestników Turnieju przyszła wiadomość o II Rundzie. Któreś z nich non-stop wisiało na telefonie, dzwoniąc do rodziny lub załatwiając transport, a że ludzi mieli u siebie sporo to Yoh dopchał się do niego dopiero tuż przed samym wyjazdem z domu. Tamao dzwoniła już wcześniej do Izumo, więc zostało tylko jedno miejsce. Na Króla Duchów, już widział ten rachunek za rozmowy międzynarodowe, który przyjdzie do dziadka Yohmei…

-Hello?- Głos Nachiego dobieg ze słuchawki po trzech sygnałach.

-Cześć wujku! Tu Yoh, mógłbym prosić Hikari do telefonu?- zapytał.

-Ah, Yoh.- Yoh uwielbiał wujka Nachiego. W jego głosie dosłownie słychać było, że się uśmiecha.- Pewnie w sprawie Turnieju, hm? Hikari się pakuje, zaraz ją zawołam.

Czyli jednak bierze udział., pomyślał Yoh. Normalnie nawet by mu do głowy nie przyszło, że ktoś z własnej woli mógłby opuścić takie wydarzenie, ale przywykł już dawno, że Hikari lubiła zaskakiwać. Pewnie byłaby skłonna nawet odpuścić sobie udział byle zobaczyć jak szczęka Yoh opada na podłogę z szoku.

Hikari dopadła do telefonu w niecałą minutę.- Yoh? Wyjeżdżacie już?

-Tak, zaraz wychodzimy.- potwierdził.- Mój kumpel ma prywatną linię samolotów, więc lecimy pierwszą klasą i jeszcze dzisiaj powinniśmy być w Stanach.

-Czad.

-No.- zachichotał.- Przylecimy całkiem sporą paczką. Gdzie się spotkamy?- zapytał.

Hikari nie odpowiedziała od razu (Yoh z przerażeniem wyobrażał sobie każdą upływającą sekundę jako kolejną cyferkę na rachunku), a gdy już usłyszał ją ponownie, brzmiała dość niepewnie.

-Mam jeszcze coś do załatwienia po drodze, więc powinniście ruszać prosto do Patch Village, Yoh.

-Jesteś pewna?- zdziwił się.- Możemy nadrobić drogi, mamy dużo czasu.

-Tak, jestem pewna. Zobaczymy się na miejscu!

I się rozłączyła. Tak po prostu, bez słowa wyjaśnienia. Skołowany Yoh odłożył słuchawkę telefonu i przeczesał ręką włosy. Co się właśnie wydarzyło? Dlaczego miał wrażenie, że Hikari pakuje się w kłopoty i dlaczego nie chciała mu nic powiedzieć?

Anna szybko zagoniła go do taksówki i jedyne co Yoh pozostało to świadomość, że tak jak Hikari lubiła zaskakiwać, tak jeszcze bardziej lubiła wielkie wejścia. Cokolwiek planowała, lub raczej w cokolwiek się wpakowała młody Asakura był pewien, że gdy spotkają się w Patch Village jego kuzynka zwali go z nóg.

Biedak nie wiedział jeszcze, że zostanie zwalony z nóg jeszcze przynajmniej trzy razy zanim w ogóle do szamańskiej wioski dotrze.

*

Przypomnijcie sobie teraz animowe spotkanie Yoh z Hao (to gdzie wychodzi, że są braćmi), a potem zapoznanie z X-laws i wyobraźcie sobie jak Yoh spotyka Hikari ubraną w ich barwy. Po prostu to sobie wyobraźcie xd
Shun: Bo Will jest zbyt leniwa, żeby to napisać.
Właśnie zaczyna się piąta godzina jak tu siedzę, mam dość. Chciałam tu dodać jeszcze ten kawałek pierwszego rozdziału, ale jest w sumie nudny i o niczym, jak to pierwsze rozdziały. A propos, skończyłam też dzisiaj pierwszy rozdział drugiej serii, więc na dniach go wrzucę. Tak na pocieszenie (głównie dla mnie) przed początkiem roku xd
Bayo~!

133e60a7792822d332c8427c42a7621a

Parodie ~ „Will, co żeś zrobiła? =.=”

Will nie ponosi odpowiedzialności, za zmiany psychiczne. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Ps. Nie, nie ma tu bliźniaków xD

~~~~~~~~~~~~~~~~

*W rezydencji słychać dzwonek. I słychać, i słychać… I nikt dupska do drzwi nie ruszy. Niby chata wielka, ale zaszczyt otwierania drzwi zawsze przypadał ludziom mieszkającym na dole, wszak oni mieli najbliżej. W końcu ktoś postanowił zlitować się nad biednym, zmaltretowanym dzwonkiem.*

Kimiko: Tylu nas mieszka w tej chałupie, do diabła, a nikt się do drzwi nie ruszy =.= W ogóle jaką pierdołę tutaj znowu ciągnie?! =.= *przywołuje na twarz uśmiech, żeby ukryć swoje zirytowanie i otwiera drzwi* Mogę w czymś poo… O.O

Rachel: *wchodzi do przedsionka cała w skowronkach i zauważa niebieskowłosą* Hej, Kimi! ^.^ Co ci się *zauważa gościa* staa… O.O

-: Będziecie tak stały czy mnie wpuścicie? =.=

Kimiko i Rachel: *kiwają niemrawo głowami i wpuszczają dziewczynę do środka, po czym patrzą, jak ta wchodzi do windy i jedzie sobie won na ostatnie piętro*

Kimiko: Rach… O.O

Rachel: Tak? O.O

Kimiko: Od kiedy mamy dwie Autorki? O.O

Rachel: Nie wiem O.O… Ale zostawmy to Shunowi, niech się chłopak męczy ^.^

Kimiko: Taa… O.O

*W tym czasie winda dojechała na ostatnie piętro, a osoba, która z niej wysiadła udała się bezpośrednio do gabinetu Autorki, czyli mojego ^.^ Tak, dzisiaj Willcia jest narratorem, ale to tak z grubsza xD Poza mną w pomieszczeniu byli również Shun, Byron oraz Feliks, a także Robin, właściwie nie wiem po co i czego chciał, ale był. Kiedy dziewczyna weszła do pomieszczenia bez pukania i od razu uwaliła się na łóżko, wyżej wymienionym zawiesił system*

Feliks: Ty… O.O

Byron: Ona jest… O.O

Robin: Ale jak… O.O

Shun: Will, co żeś zrobiła? =.=

Ja? Nic ^.^ Izuniu, co ty tutaj robisz? Zazwyczaj nie zapuszczasz się w te fragmenty swego mózgu? *zwróciłam się do blondynki*

Iza: Nie mów do mnie Izuniu, bo mi się przypomina osiemnastka Belli .-.

Czemu? xD Impreza była przednia xD

Iza: Przednie to było sprzątanie po niej -,- Choć przyznaje, że pijana Bella była dosyć zabawnym zjawiskiem. Wyznała mi miłość jakoś z cztery razy.

Coś markotna jesteś dzisiaj .-.

Iza: Bo mnie nikt nie uświadomił, że dzisiaj sobota .-. Ja przepraszam, ale gdzie się podział piątek? Przespałam go czy kij? .-.

No tego to ci nie wyjaśnię xD

Byron: Raczysz nam to wyjaśnić? Kim jest ta dziewczyna i dlaczego wygląda jak ty?

Feliks: Czy my przypadkiem znowu o czymś nie wiemy? Tak jak to z Zill było.

Nie, to jest akurat normalne xD Chłopaki, przywitajcie się z naszą adminką ^.^

*Na te słowa wszyscy momentalnie pobledli. Przenosili wzrok ze mnie na Izkę, mało im gały nie powypadały od tego machania głową. To dla nich serio takie dziwne?*

Iza: Gadasz jakbym była, co najmniej królową świata =.=

A nie jesteś? ^.^ W naszym świecie na pewno rządzisz ^.^

Iza: Eto… a właściwie to co wy tutaj robicie? *patrzy na Byrona i Feliksa* Czy ja was przypadkiem nie sprzedałam gdzieś kiedyś na Asku?

Byron: .__.

Feliks: No co ty! Własnej ojczyzny byś się pozbyła? ^^” *le panika*

Byron: … To po kiego ja tu siedziałem cały ten czas? .__.

Robin: *confused af* Dla mnie to za dużo. Przyszedłem tu raz i już mam skazę na psychice *wychodzi*

Iza: Skąd ja to znam .-.

*Zaraz po wyjściu Robina do pokoju weszła Zill*

Zill: Dzień dobry, Will i… Will? O.o

Iza: Iza. Ona jest Will  *nagle podnosi się z kanapy* Swoją drogą, zastanawiałam się nad wywaleniem Zill.

Zill: Co? .___.

Nie no, zostaw ją. Nawet już przywykłam.

Iza: Tak? Strasznie na nią marudziłaś…

Zill: Will! .__.

Co? xD To śmieszne xD

Iza: Wiedzieliście, że pomysł zrodził się, kiedy wmówiłam młodszej siostrze Belli, że jestem swoją własną siostrą bliźniaczką? xD Tylko, że tam była Ida, a nie Zill xD

Zill: O.o

Shun: Nigdy tu nie przychodziłaś, dlaczego tak nagle? =.=

Iza: Nie pyskuj, wymyślony bohaterze kreskówki, w którym kochałam się przez kilka ładnych lat =.=

Feliks: Pojechała ci xD

Shun: =.=

Iza: A jeśli serio chcecie wiedzieć, to mi się nudziło… I złapałam doła .___.

I co? Pomyślałaś, że może Alter Ego pomoże?

Iza: Ano.

To może chodźmy do sali tortur! :3

Iza: Nie chce mi się wstawać z kanapy .-.

Wiem, spróbować nie zaszkodzi .-. W takim razie chodźmy na piętro Shaman Kinga! :3 *złapałam ją za rękę i pociągnęłam do wyjścia, ale tylko pochyliła się do przodu i znowu legła plackiem na plecach*

Iza: Czego w zdaniu „nie chce mi się wstawać z kanapy” nie rozumiesz? -,-

 

Nierób =.=

Iza: Wariatka =.=

Nie zaprzeczę >.> To co chcesz robić?

Iza: Myślałam o Fullmetal Alchemist, bo faza wróciła, ale za każdym razem jak włączam listę odcinków, to nie mogę się zdecydować, który obejrzeć i w końcu nie oglądam żadnego .-.

To faktycznie problem *ironia*

Feliks: Przynajmniej śnieg zaczął padać *usadawia się przy oknie*

Iza: Właśnie, ojczyzno moja, miałam się zapytać póki tu jestem i pamiętam – co się, na brodę Odyna, dzieje z tą pogodą?

Feliks: Jakby to ode mnie zależało >.>

Iza: Ech… Ej, Will.

Taaak?

Iza: Przeczytasz za mnie „Lalkę”?

Shun: Obawiam się, że to tak nie działa.

Nom, nawet jeśli się zgodzę to i tak ty będziesz musiała ją przeczytać xD

Iza:… No wiem. Jestem na 6 stronie.

Feliks: Przecież to druga strona pierwszego rozdziału O.o

Iza: No właśnie. Zawrotne tempo, co nie? .-.

Ech…

*po chwili ciszy*

Iza: Ej, a jak ta ciąża idzie?

Byron: Cooo? O.o

Zill: *pobladła* .////.

Shun: Jaka… a. Ta ciąża ._.”

Eeee XD O szczegóły proszę pytać Darę-san, to ona wymyśliła, że Vestalianie mogą zachodzić w ciążę.

Iza: No tak, ale po coś tego Hydrona zgarnęłaś.

Feliks: Wydaje mi się, czy Zill bardzo pobladła chwilę temu *mruży oczy*

Zill: Ja? ._. Wydaje ci się ._.

Iza: Zill nie ma z tym nic wspólnego, a jeśli chodzi o to co robiła w Berlinie to chyba wszyscy wolimy nie wnikać.

Feliks: Ty zdrajco!!

Zill: Nie jestem w ciąży, ok?! >.< Zwątpiłam na chwilę, bo te dwie są nieprzewidywalne!

Iza: Teoretycznie to jesteśmy jedną i tą samą osobą, więc wiesz.

^.^

Iza: *wstała z kanapy, yay~* Idziemy z Hydronem pogadać?

^.^

*wychodzą*

Zill: O co właściwie chodziło? ._.

Shun: Dara wymyśliła sobie, że rodzenie dzieci na Vestalii wygląda na odwrót niż na Ziemi, a Will cała w skowronkach to podłapała -,-

Feliks: No dobra… ale ja dalej nie rozumiem jak… Will nie jest Vestalką…

Shun:… Jestem spóźniony na trening.

Zill: Ale-

Shun: *wychodzi najbliższym oknem*

Byron: To było tak niezręczne .-. Serio muszę się stąd wynieść, póki jeszcze mogę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Coś tam miało być dalej, ale w sumie nie pamiętam co, bo minęło w ciul czasu odkąd to napisałam xd Pozmieniałam tylko trochę, trochę dodałam i w sumie nie miałam tego publikować, ale zalega mi w szkicach, więc ciul. Ano i uczę się przecinki stawiać. Nie żeby mi to wychodziło >.> W sumie, to jestem tak dziwnie zmulona, że może aż pójdę coś na Xiaolin poskrobać. Skoro tutaj coś dopisałam to tam może też się uda xd Geez, tak dawno nie pisałam tych durnych dialogów, że aż głupio się czuję publikując to .-.
Shun: Może w końcu dorastasz?
Najwyższa pora, osiemnastka za pasem ._.
Jak tam Spectra, Dara-saan~? xD

Oneshot ~ Niezapomniany sylwester

Pisząc tego one-shota (three-shota? xd) zauważyłam dwie rzeczy:
– siedzenie na tyłku wzmaga apetyt,
– mój poziom wiary we własne umiejętności plasuje się gdzieś pomiędzy „jestem beznadziejna” a „nie chce mi się”.
Obie te rzeczy wiedziałam już wcześniej, ale co tam xd Jeszcze wczoraj (29.12 w momencie pisania wstępu) byłam przekonana, że nie skończę tego tekstu na czas. Siadłam do niego tylko po to, żeby potem móc użyć wymówki typu „próbowałam ale nie wyszło”. Teraz, sześć godzin później, gdy skończyłam pisać i jedyne co mi zostało do roboty to ujednolicenie czcionki mam w głowie takie „wow”. Zbierałam się do tego ponad półtora roku i nie mogłam jednego zdania skleić, po czym przy ostatnim gwizdku siadłam i po prostu zaczęłam pisać. Nie wiem czy wyszło dobrze, jestem zbyt zdrętwiała i głodna, żeby to oceniać, ale wyszło. Pewnie za miesiąc lub dwa, gdy będę czytała to ponownie, złapię się za głowę, nie wierząc we własną głupotę (zawsze tak jest), ale teraz cieszę się tylko, że mi się udało i liczę, że wy też się cieszycie ^^. Jeżeli ktoś tu w ogóle jeszcze jest ^^”
Nie wiem czy seria będzie kontynuowana, chwilowo nie mam nic w planach, ale kto wie xD Może obudzę się za dwa lata na Walentynki albo jaki inny Dzień Świstaka, tak jak to było poprzednim razem ^^

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czarny pasat wjechał na ośnieżony podjazd przed domem na przedmieściach. Tylne drzwi samochodu otworzyły się z obu stron i trójka nastolatków wysiadła na zewnątrz. Anna westchnęła z ulgą. Już myślała, że nigdy nie dojadą. W dodatku musiała usiąść między bliźniakami, bo inaczej roznieśliby samochód, zanim w ogóle dotarliby do domu Hikari.

Aoi opuściła szybę i posłała Hao czujne spojrzenie.

-Pamiętaj, że macie być grzeczni.

-Jasne, mamo.

-Niech no ja tylko usłyszę potem od Nachi’ego albo Layli, że narozrabialiście, a będziesz w poważnych kłopotach.- pogroziła mu palcem jak pięciolatkowi i zaraz potem odjechali.

-Dlaczego tylko ja będę miał kłopoty, jeśli narozrabiamy?- zapytał Hao, marszcząc brwi i krzyżując ręce na klacie.- To chyba trochę niesprawiedliwe.

-Twojej mamie chyba bardziej chodziło o to, że ty będziesz miał przechlapane u swoich rodziców, a ja u swoich.- wykminił Yoh. W sumie, dlaczego Aoi miałaby grozić nie swoim dzieciom.

-Długo jeszcze będziecie tak tam stać?

Yoh i Hao obrócili się przez ramię i zobaczyli Hikari, stojącą w kapciach i przed wejściem z narzuconym na ramiona szaro-czarnym ponczo. Anna była już w środku i zdejmowała kurtkę. Szybko wpakowali się do przedsionka, a Hikari zamknęła za nimi drzwi, żeby nie wpuszczać do środka ziemnego powietrza.

Ledwo zdążyli pozdejmować wierzchnie odzienie i wejść do kuchni, a już minęli się z Laylą i Nachim, którzy w tym samym czasie wychodzili.

-Hao!- Akiko ubrana już kurtkę i resztę zimowego ekwipunku rzuciła się do kuzyna i przytuliła się do jego nóg.

Hao posłał bratu zwycięski uśmiech, a Yoh westchnął. Teraz stało się pewne, że stracił tytuł ulubionego kuzyna tuż po tym jak okazało się, że nie jest jedynym kuzynem.

-Hikari my już wychodzimy.- powiedziała Layla, zapinając swój długi jasny płaszcz.- W kuchni macie jedzenie i napoje. Możecie oglądać telewizję, grać, ogólnie róbcie co tam sobie chcecie tylko błagam, błagam, nie puszczajcie fajerwerków.- zmierzyła córkę wzrokiem.

Brunetka uśmiechnęła się najgrzeczniej jak tylko szesnastolatka potrafi i pewnie Layla uznałaby ten uśmiech za całkowicie szczery i niewinny, gdyby nie znała swojej córki tak dobrze i nie wiedziała do czego Hikari jest zdolna. No i może gdyby nie miała na nazwisko Asakura. Co prawda, w domu nie było już żadnych fajerwerków, wszystkie leżały grzecznie w bagażniku samochodu, ale mimo wszystko…

-Anno, liczę na ciebie.- zwróciła się do blondynki Layla, aż za dobrze zdając sobie sprawę, że to jedyna osoba z całego towarzystwa, której może w pełni zaufać.

-Bedą grzeczni.- obiecała Anna. Udała, że nie widzi urażonych min trójki nastolatków.

-Bawcie się dobrze.- Layla uśmiechnęła się i wyszła, trzymając za rękę Akiko, która machała do nich na pożegnanie.

Hikari odmachała siostrze, po czym chrząknęła znacząco, chcąc zwrócić na siebie uwagę ojca. Ciężko stwierdzić czy Nachi został z tyłu, bo jak zwykle się obijał, czy zrobił to z premedytacją, ale dopiero kończył zapinać kurtkę i zabierał się za buty.

-Tatku~

-Hym?

Zamiast odpowiedzieć Hikari posłała mu słynne już proszące asakurowe spojrzenie zranionej sarny. Nachi nie wiedział czy ma wybuchnąć śmiechem, czy raczej westchnąć z politowaniem. Dość szybko zdecydował się na to pierwsze.

-W szafce za piccolo.- powiedział.

-Kocham cię.- odparła Hikari, całując go w policzek.

-Ja ciebie też, mysiu.- Rozległ się dźwięk klaksonu.- Nie roznieście domu!- rzucił Nachi na odchodnym.

Hikari stała przy drzwiach, dopóki samochód nie zniknął jej z oczu. Dopiero wtedy odwróciła się i wyszczerzyła do swoich gości.

-Nie mów mi, że spiskujesz z ojcem przeciwko matce i wbrew wszelkim normom prawnym zostawił ci fajerwerki.- Hao uniósł brew.

-Fajerwerki nie, ale mam szampana.

-W liczbie?

-Eeee… Dwóch butelek? I chyba piwo cytrynowe?- Zrobiła skonsternowaną minę.- Przynajmniej na tyle się umawialiśmy, musiałabym sprawdzić. Ale do północy jeszcze daleko, na razie musi wystarczyć piccolo.

-Hikari- wykrztusiła Anna, z załamaniem przejeżdżając ręką po twarzy [brum~ brum~]. Niby już przywykła do tego, że większość jej znajomych jest całkowicie niereformowalna, ale wciąż nie potrafiła uwierzyć, w niektóre sytuacje, które rozgrywały się tuż przed jej oczami.

-No co?- Hikari wzruszyła niewinnie ramionami.- Szampan to szampan, nie upijesz się od takiej ilości.- powiedziała, po czym dodała trochę niepewnie.- Chyba… W sumie, nie mam zbyt wielkiego doświadczenia z upijaniem się, więc… chyba…

-Ja proponuję dać temu spokój i zacząć w końcu robić coś produktywnego.- Yoh błysnął ząbkami w zniewalającym uśmiechu i zarzucił rękę na ramię brata, robiąc sobie z niego najzwyklejszą podpórkę. No tak, w końcu framugi nigdzie w pobliżu nie było.

-Jak na przykład?- zapytał Hao, zrzucając z siebie rękę brata i oddalając się od niego o kilka kroków.

-Usadzić się przed telewizorem i obejrzeć maraton Piratów z Karaibów!- Młody Asakura wyrzucił w górę ręce. W odpowiedzi otrzymał dwa spojrzenia sugerujące troskę o jego stan psychiczny, ale nic sobie z nich nie zrobił i bezceremonialnie zaciągnął Hao i Annę do salonu.

-To faktycznie bardzo produktywne i twórcze zajęcie.- zaśmiała się Hikari i poszła przygotować przekąski.

*

-A wiedzieliście, że Ren pojechał do Piriki na święta?- zagadała Hikari, najwyraźniej niezbyt pochłonięta sceną, w której Will i Elizabeth żegnają się na plaży. To już przestało być romantyczne za szóstym razem.- Ponoć sylwestra też mieli razem spędzić!

-Ty się lepiej zajmij swoimi romansami, a nie wchodzisz w cudze.- zgasiła ją Anna.
Hikari oburzyła się wielce i odwróciła twarz w przeciwną stronę, co oczywiście nic nie dało, bo i tak wszyscy widzieli czerwone koniuszki jej uszów.

-Mnie tam ciekawi… jak Horo… to wszystko znosi.- powiedział Yoh w przerwach pomiędzy pakowaniem do ust chrupek kukurydzianych. Zaraz potem Anna zabrała miskę poza zasięg jego rąk. Tempo pochłaniania chrupek przez młodego Asakurę było nadzwyczaj niepokojące i wszystko zmierzało do tego, że prędzej czy później by się zadławił… No i przecież nie można dopuścić do tego, żeby Yoh wszystko zżarł – do północy jeszcze ładne półtorej godziny.

-Ostatnio, kiedy go widziałem wyglądał jakby się poddał.- odparł Hao. Przed oczami stanął mu wyraz twarzy jaki miał wtedy jego niebieskowłosy przyjaciel. Horokeu wyglądał jak człowiek, który spędził lata uwięziony pod ziemią i już dawno stracił nadzieję, że ujrzy kiedyś słońce.

-To dobrze.- wtrąciła Anna.

Yoh posłał jej pytające spojrzenie.

-Depresja to czwarty z pięciu etapów żałoby. Po nim już jest tylko akceptacja, a im szybciej Horo w końcu pogodzi się, że lepszego szwagra nie znajdzie, tym lepiej dla wszystkich.- wyjaśniła Anna, ani na moment nie odrywając wzroku od telewizora. Ren i Pirika umawiali się już od półtora roku i nic nie wskazywało na to, że mieliby nagle przestać. Nawet syndrom starszego brata Horo Horo musi w końcu dać sobie spokój.

-Yhym.- odmruknęła Hikari, kombinując jakby tu zmienić temat, który, notabene, sama chwilę temu nieopacznie zaczęła. Rozmawianie o związkach nie było wygodne ani dla niej, ani dla Hao, który niedawno rozstał się z Millą, a wszystko wskazywało na to, iż do tego wątku właśnie zmierzają.- Ej, a jak wam poszły próbne egzaminy?
Może szkoła nie była najlepszym tematem do roztrząsania w czasie przerwy świątecznej (która notabene kończyła się już pojutrze, totalnie niesprawiedliwe!), ale zawsze było to coś, co nie poruszało jej relacji z Marshallem.

Kiedy ukazały się napisy końcowe „Piratów z Karaibów: Na krańcu świata”, wspólnie zadecydowani, że nie chce im się oglądać ostatniej części i zamiast tego włączyli kanał telewizyjny, na którym jak co roku transmitowano koncert. Może nie był on najwyższych lotów, ale wszyscy zgodzili się ze stwierdzeniem Hikari, że lepiej patrzeć na to, niż na coraz bardziej staczające się twory amerykańskich „artystów” na Esce lub 4fan.tv. Z resztą i tak nie zwracali na koncert wiele uwagi zbyt pochłonięci grą w Scrabble.

-Ha!- wykrzyknął radośnie Hao, układając literki na planszy.- Potrójna premia słowna! To będzie… czterdzieści pięć punktów!- powiedział, a Anna zapisała jego wynik na kartce.

-Bujasz!- zaprotestowała Hikari. Pochyliła się nad planszą i jeszcze raz przeliczyła punkty kuzyna. Niestety, Hao nie tylko dobrze policzył, ale też nie zrobił żadnego błędu ortograficznego, więc punkty jak najbardziej mu się należały.

Trzy podwójne premie słowne i cztery potrójne literowe później Hao bezkonkurencyjnie ograł towarzystwo. I zdążył zrobić to jeszcze dwa razy – chociaż Anna raz była całkiem blisko pokonania go, zabrakło jej tylko paru punktów – zanim gra im się znudziła i przerzucili się na Uno. Raz zagrali nawet w chowanego, żeby Hikari mogła udowodnić wszystkim, że wcale nie potrzeba wielkiej rezydencji, aby schować się tak, że nikt cię nie znajdzie. Całą trójką szukali jej przez dobre piętnaście minut, zanim Asakura zlitowała się nad biednym kuzynostwem i łaskawie sama wyszła z szafki pod sufitem.

-Serio?- zapytał Yoh lekko podłamanym i wyraźnie zmęczonym szukaniem głosem, kiedy Hikari wyskoczyła z kryjówki i wylądowała zgrabnie tuż przed nimi.

-Serio.- potwierdziła ze śmiechem i poczochrała kuzynowi włosy – na co Hao wielce się oburzył, bo przecież tylko on ma prawo niszczyć starannie ułożoną fryzurę brata i przystąpił do zemsty na obojgu.

Kiedy oni się przepychali, Anna spojrzała w górę na nieszczęsną szafkę. Była w korytarzu, tuż nad drzwiami wejściowymi, wyglądało na to, że ciocia Layla trzymała w niej obuwie zimowe i teraz szafka była praktycznie pusta. To nawet nie tak, że jej nie zauważyli, po prostu nie wzięli jej pod uwagę, bo była zbyt wysoko, by dostać się do niej bez pomocy stołka lub drabiny. Ale najwyraźniej Hikari była wystarczająco zwinna, żeby tam wleźć, wystarczająco lekka, żeby spód szafki się pod nią nie zarwał i wystarczająco szalona, żeby wpaść na taki pomysł.

-Było fajnie.- podsumował Yoh.- Ale i tak uważam, że u mnie byłoby jeszcze fajniej! Nawet nie wiecie ile w rezydencji Asakurów jest genialnych kryjówek!

Hikari i Anna wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Taa, gdyby Yoh schował się w rezydencji to nawet przy pomocy wszystkich swoich przyjaciół z obozu szukaliby go przez tydzień.

-Co robimy teraz?- zapytała Anna.

-Myśleliśmy o grze w butelkę, ale cztery osoby to trochę za mało.- powiedział Hao.

-To może Saints Row IV?- zaproponowała Hikari.- Albo Resident Evil V? Tylko musimy przejść do mnie do pokoju, bo tam mam PlayStation.

-Nie wiedziałam, że lubujesz się w takich grach.- skomentowała Anna, ale bliźniacy już zdążyli zgarnąć część przekąsek i polecieli na schody, więc zgodnie pomogła Hikari zabrać się z resztą.

Ku zdziwieniu Kyoyamy, Hikari zaśmiała się.

-No właśnie nie lubuję.- powiedziała, wciąż się szczerząc.- Wszystkie gry w tym domu poza Simsami są mojego taty.

Gdy zbliżała się północ, wyłączyli telewizor i przenieśli się pod okno w pokoju Hikari razem z butelką szampana i czterema kieliszkami. Nie odliczali sekund. Jako znak że właśnie pożegnali stary rok posłużyły im pojawiające się na niebie fajerwerki.

-Szczęśliwego Nowego Roku!

Całą czwórką siedzieli w oknie i z zachwytem patrzyli jak czarne niebo rozbłyska masą kolorów.

*

Wielokolorowe fajerwerki wciąż jeszcze rozbłyskały na niebie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy spojrzeli pytająco na gospodynię, ale Hikari nie odpowiedziała im żadnym tajemniczym uśmiechem ani innym gestem, który mógłby sugerować, że kogoś jeszcze zapraszała. Wręcz przeciwnie, zmarszczyła ze zdziwieniem brwi i wzruszyła ramionami, po czym poszła otworzyć drzwi, a pozostała trójka podążyła za nią.

Światło na zewnątrz było zapalone, a na werandzie ktoś stał. Postać była niska, ubrana w tradycyjne zielone kimono i czarną narzutę oraz japonki. Cztery pary czarnych komicznie rozszerzonych w szoku oczu wpatrywały się w pasiastego… kota. Z fajką w pyszczku.

-Czy…- zaczęła Hikari, nie spuszczając wzroku ze stojącej przed nimi postaci.- Czy wy też widzicie to co ja?

Odpowiedziało jej mrukliwe ‚yhym’ ze strony Hao i pełne ulgi westchnięcie Yoh, który jeszcze parę sekund temu zaczynał wątpić w swoje zdrowie psychiczne. Anna nawet nie pisnęła.

A potem kot wyjął fajkę z ust i się odezwał…

-Dobry wieczór, mili państwo.- przywitał się grzecznie, kłaniając się w pas.

…i wtedy zapanował chaos.

-Jezus Maria ,to gada!

-Hikari, co było w tym szampanie?!

-Nic wam nie dolałam! Przecież sama to widzę, nie?!

-Więc jak wytłumaczysz, że przed twoim domem stoi gadający kot w szlafroku!

Przybysz wpatrywał się w nich z konsternacją, szukając jakiejś przerwy pomiędzy ich wrzaskami, żeby móc się odezwać. Musiał przyznać, że nazywanie go per „to” było dość uwłaszczające.

-Ej, ale dzisiaj jest sylwester.- wypalił nagle Yoh, ściągając na siebie uwagę wszystkich.- Zwierzęta chyba mówią ludzkim głosem w sylwestra, nie?

To jakże błyskotliwe stwierdzenie skutecznie wybiło Hao i Hikari z kłótni oraz wywołało u Anny przemożną chęć przejechania ręką po twarzy. Znowu. No, ale przynajmniej była cisza.

-To w wigilię, Yoh.

-Aha.

Hao wydał pełne politowania westchnięcie.- Nieistotne! Nawet jakby była noc wigilijna to wciąż byłoby równie nierealne co teraz.

Koteł odchrząknął.- Pokornie proszę, o zaprzestanie wypowiadania się o mojej osobie w formie nijakiej, z góry dziękuję.

Hikari wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Anną. Potem zerknęła jeszcze na bliźniaków i dopiero wtedy zapytała w imieniu ich wszystkich.- Kim w takim razie jesteś?

-Na imię mam Matamune.- przedstawił się i skłonił z gracją.- Przez lata towarzyszyłem waszemu przodkowi, Wielkiemu Hao Asakurze.

Trzy pary ciemnych oczu powędrowały w stronę Hao, którego aż odrzuciło do tyłu po tym oświadczeniu.- Nie gapcie się tak- spiorunował przyjaciół wzrokiem.- Wiem tyle co wy.

-Zaiste, wiecie niewiele.- Matamune westchnął cicho.- Może wejdziemy do środka, żebym mógł opowiedzieć wam całą historię?

*

-Czekaj, czekaj, muszę to przetrawić.- Hikari pokręciła głową i zacisnęła palce na skroniach.- Twierdzisz, że te wszystkie bajeczki o duchach i demonach są prawdziwe, a my jesteśmy potomkami szamanów i możemy się z nimi komunikować. Jakby tego było mało Hao i Yoh są reinkarnacją najpotężniejszego szamana jaki chodził po tej ziemi i próbował zniszczyć ludzkość w celu ratowania natury.- powiedziała pozornie spokojnym tonem, ale kiedy Matamune przytaknął przeklęła siarczyście (za co dostała potem po głowie od Anny) i padła plackiem na podłogę.- To za dużo dla mojej biednej psychiki.

-Jeszcze rok temu sama opowiadałaś nam podobne rzeczy.- przypomniał jej uczynnie Yoh.

-Bo nie sądziłam, że są prawdziwe!- pisnęła w obronie.- Fajnie brzmiały i dotyczyły gościa o nazwisku Asakura, to że chciałam się popisać nie znaczy, że faktycznie w nie wierzyłam!

-A co ja mam powiedzieć?- odparł Hao, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w swoje dłonie. Na początku wątpił w historyjkę Matamune, ale ciężko się długo zapierać, kiedy twoim rozmówcą jest chodzący na dwóch łapach kot w kimonie. Poza tym to co mówił, mogło wyjaśniać to dziwne uczucie deja vu, które naszło go w zeszłoroczne święta, gdy odkryli starą kaplicę w podziemiach rezydencji.

A wracając jeszcze na chwilę do tej kaplicy – Asakurowie zajęli się nią dopiero po świętach, kiedy Hao i Hikari wrócili do domów. Yoh i Anna pokazali dorosłym zejście na dół i poszli tam razem z nimi. Yoh potem zarzekał się, że Keiko i Mikihisa nie mogli wiedzieć o istnieniu tego pomieszczenia wcześniej. Gdyby było inaczej nie wyglądaliby na tak zaszokowanych i… oczarowanych widokiem, który tam zastali. Jeśli chodzi o dziadków Yoh nie był już taki pewien. Yohmei upierał się, że on i Kino również nie mieli o niczym pojęcia, niemniej młody Asakura czuł, że nie było to do końca zgodne z prawdą.

No bo jak można mieszkać gdzieś przez niemal całe stulecie (no, dobra może trochę mniej, w końcu dziadkowie bliźniaków aż tak starzy nie byli) i nie wiedzieć, że tuż pod nosem mają jeden wielki grobowiec! Czy może bardziej kaplicę niż grobowiec.

-Jak to możliwe, że nigdy o tym nie słyszeliśmy?- zapytała Anna, trzymając się resztek zdrowego rozsądku.

Matamune odsunął fajkę od pyszczka i wypuścił z niego duży obłok dymu. Gdyby sytuacja była choć odrobinę normalniejsza, Hikari pewnie zabroniłaby mu palić w salonie, ale teraz nawet jej to do głowy nie przyszło.- Ostatni rozegrany Turniej Szamanów miał miejsce na przełomie piętnastego i szesnastego wieku, czyli ponad pięćset lat temu. Ostatni, ponieważ nowo koronowany władca wraz z Wielkim Duchem zdecydowali się przerwać tę tradycję.

-Dlaczego?

-Powodów było kilka.- powiedział Matamune.- Czasy nie były szczególnie przyjazne, nie tylko dla szamanów, ale i wszystkich, którzy wyróżniali się od innych religią czy poglądami. Sam Turniej był bardzo brutalnym widowiskiem. Mało kiedy zwycięzca pozwalał przegranemu ujść z życiem. Był też otwarty dla wszystkich, więc niejednokrotnie brały w nim udział dzieci.- Nekomata przerwał na chwilę, z zamysłem obracając fajkę w łapkach.- Dodatkowo myślę, że potęga mistrza Hao wstrząsnęła wtedy nie tylko Radą Szamańską, ale i także samym Królem Duchów. Mimo wygranej, wszyscy zdawali sobie sprawę, że niebawem Hao Asakura powróci ponownie, jeszcze potężniejszy niż poprzednio. Mógł odrodzić się w jakiejkolwiek rodzinie, w jakimkolwiek miejscu… Czy istniał lepszy sposób na powstrzymanie go niż zamknięcie ludziom oczu na świat duchowy?- zapytał retorycznie, głosem przesiąkniętym nostalgią.

Hao i Yoh wymienili spojrzenia.

-Dobrze, ale… dalej nie rozumiem- zaczął nieporadnie Yoh.

-Dlaczego nam to mówisz?- dokończył Hao.

-Wasz przodek był moim drogim przyjacielem.- Matamune położył uszy ku sobie.- Od lat dręczą mnie wyrzuty sumienia, że byłem częściowo odpowiedzialny za jego szaleństwo. Myślę, że… chciałem po prostu się z wami spotkać. Porozmawiać.- Uśmiechnął się.- Uznałem, że skoro kaplica mistrza Hao została odkryta, a ziarno wątpliwości zasiane, to czas będzie odpowiedni, ale przez rok nie potrafiłem się zebrać. No i… ciężko trafić na was dwóch razem w jednym miejscu, bez osób starszych.

-Tak to jest jak się żyje w dwóch różnych rodzinach.- westchnął Yoh.

-I chodzi do różnych szkół.- dodała Anna.

-I mieszka w różnych częściach miasta.- dorzuciła swoje trzy grosze Hikari, dalej leżąc plackiem na podłodze.

-Tak… niezmiernie was za to przepraszam.- powiedział Matamune i skłonił się nisko.

-E? Za co konkretnie?- zapytał Hao, marszcząc brwi. Czyżby…?

-To ty byłeś odpowiedzialny za adopcję Hao?!- niemal wrzasnęła Hikari, momentalnie podrywając się z podłogi.

-Hai.

Dobrze, że Yoh już siedział, bo nagle zakręciło mu się w głowie.- D-dlaczego?

-Przez stulecia obserwowałem ród Asakurów.- zaczął Matamune.- Oczywiście nie miałem pewności, że mistrz Hao zechce odrodzić się właśnie w nim, ale przeczucie mnie nie zawiodło. Już przed waszymi narodzinami znałem prawdę. Nie chciałem, żeby historia się powtórzyła. Uznałem, że lepiej będzie jeżeli nie będziecie wychowywać się razem.- Głos Nekomaty załamał się lekko.

-Kto dał ci prawo do podejmowania takiej decyzji?!- naskoczyła na niego Hikari.- Kurde! I pomyśleć, że ja podejrzewałam babcię Kino i dziadka Yohmei!

-Starszyzna rodu była wszystkiego świadoma.- potwierdził Matamune.- Za przyzwoleniem Króla Duchów, ja i wasz przodek Yohken wyjaśniliśmy im sprawę przed faktem. Stare podania okazały się wystarczające aby ich przekonać.

-To… nie w porządku względem mnie i Yoh.- odezwał się cicho Hao. Ciężko było uwierzyć w prawdziwość tej całej historyjki z reinkarnacją. Poza tym jednym momentem rok temu w kaplicy, nigdy nie miał żadnych… wątpliwości odnośnie tego kim jest. Nie żeby wiedział jak czuje się reinkarnacja tysiącletniego szamana psychopaty, ale… to wciąż było nie fair.

-Wiem.- Matamune skinął głową.- Wyszedłem z założenia, że łatwiej będzie prosić o przebaczenie niż pozwolenie. A zatem przepraszam.- Ponownie się pokłonił.

Hikari już zbierała się z podłogi, aby mu przyłożyć, jednak Yoh chwycił ją za ramię zanim zdążyła zrobić cokolwiek. Dziewczyna posłała mu pytające spojrzenie, na co on odparł, zaskakująco łagodnie:- Teraz to i tak już nie ma znaczenia, prawda?

On i Hao wymienili długie spojrzenia i dopiero po chwili namysłu, długowłosy przytaknął.- Minęło szesnaście lat. No i, nie mogę powiedzieć, że moje życie stało się przez to koszmarem. Owszem, momentami było ciężko, ale… teraz jest w porządku. W sumie nie mam na co narzekać.- Uśmiechnął się lekko do brata, po czym spojrzał na Matamune. Koteł miał wyraz czystej ulgi na pyszczku.

-Wasze spotkanie było naprawdę niezwykłym zbiegiem okoliczności.- powiedział.- Zdaje się, że nawet po mojej interwencji pisane wam było spotkanie. Nie żeby mnie to zdziwiło.

-Właściwie, to jak wiele o nas wiesz?- zapytał Yoh, z czystej ciekawości.

-Och, czuwałem nad wami przez długie lata, mimo, że nie mogliście mnie zobaczyć.- przyznał Matamune.- Myślę, że nie ma nikogo, kto znałby wasze nawyki lepiej ode mnie. Czasem jesteście tak podobni do mistrza Hao, że zdarza mi się zapominać…- wciągnął powietrze, aby potem powoli je wypuścić.- Że tak naprawdę żaden z was nim nie jest. Zwłaszcza ty, Hao.- wskazał na starszego z bliźniaków.- Mistrz Hao zwykł nosić długie włosy w obu swoich wcieleniach.

Hao zrobił niepewną minę i potarł kark. Może jednak powinien wybrać się do tego fryzjera?

-Czy imię Hao również zostało podrzucone przez ciebie?- zapytała Anna.
Matamune pokręcił głową- Imię wybrali Keiko i Mikihisa jeszcze przed waszymi narodzinami. To był właśnie główny powód mojego niepokoju o przebieg tej reinkarnacji. Gdy trafiłeś do rodziny zastępczej Hiroshi i Aoi zastanawiali się nad zmienieniem go, ale ostatecznie postanowili zostawić to, które miałeś, gdy cię adoptowali.- Ponownie przybliżył fajkę do pyszczka.- Może to i lepiej, bo niektóre pomysły Hiroshiego wydawały się tak absurdalne, że zacząłem pokładać w wątpliwość cały ten plan podczas gdy Yohken umierał ze śmiechu.

Hao parsknął.- Nigdy się ich o to nie pytałem.

-Będziesz musiał.- powiedziała Hikari.- Koniecznie.

*

Dużo czasu spędzili w salonie z Matamune, wypytując go o Turniej i jego przeszłość u boku dawnego Hao. Dochodziła czwarta nad ranem, gdy jedno po drugim posnęli tam gdzie siedzieli. Niewiele później do domu wrócili Layla i Nachi ze śpiącą Akiko na rękach. Można się domyślić jaki widok zastali.

-Nie mogę się zdecydować czy chcę opierniczyć ich za nie położenie się spać o normalnej godzinie, czy przykryć kocami i ucałować na dobranoc.- przyznała Layla, załamując ręce nad czwórką padniętych nastolatków. W dodatku jej własna córka spała na podłodze, jakby nie było miejsca na kanapie! A za chwilę będzie jęczeć, że ją wszystko boli!
Nachi zaśmiał się cicho.- Nie mamy tyle koców. Zajmij się Akiko, a ja przeniosę ich na górę, do łóżek.

-Nie budzimy ich?- zapytała, odbierając od niego nieprzytomną dziewczynkę.

-Po co? I tak zaraz będzie świtać.

Minęło dziesięć minut i Nachi właśnie zbierał swoje pierworodne z podłogi, gdy Layla zapytała:

-Ty też tu czujesz papierosy?

*

Hao nie miał zbyt przyjemnych snów, chociaż nie mógłby ich też nazwać koszmarami. Widział demony tańczące w płomieniach ogniska i pustynne niebo usiane gwiazdami. Niewielką, kamienną wioskę ukrytą przed ludzkim okiem. W jednej z urywek jechał powozem konnym z pasiastym rudawym kotem na kolanach, w innej łowił ryby nad strumieniem. Sceny zmieniały się raz za razem, każda z innego okresu w jego (jego?) życiu, wszystkie znajome i obce jednocześnie.

Czuł się jakoś inaczej w tych snach. Jakby posiadał dodatkowy zmysł i nie potrafił patrzeć na świat inaczej, niż przez niego. Widział też ludzi. Wiele, wiele osób, o rozmytych rysach twarzy i głosie zbyt niewyraźnym, aby był w stanie rozróżnić słowa.
Tylko jedna osoba zachowała się w jego pamięci bardziej przejrzyście – kobieta o ciepłym uśmiechu i długich, jasnych włosach.

Przypominała mu trochę Aoi. Tylko troszeczkę.

Obudził się z potwornym bólem głowy. Szybki rzut okiem na zegar ścienny powiedział mu, że dochodziła dwunasta. Pomimo ośmiu godzin snu nie czuł się ani trochę wypoczęty. Hikari jeszcze pochrapywała cicho z burzą czarnych włosów rozsypanych na swojej poduszce, ale Anny nigdzie nie było.

Minęło raptem kilka minut, gdy śpiący po jego prawej stronie Yoh sapnął cicho, uchylając powieki, tylko po to aby zaraz przewrócić się na drugi bok i jęknąć przeciągle.

-Dzień dobry.- odezwał się Hao.

-Dobry.- ziewnął Yoh.- Czy tylko ja się tak nie wyspałem? Mam wrażenie, że przez całą noc śniły mi się jakieś pierdoły, ale za Chiny nie pamiętam o czym.

-No to jest nas dwóch.- westchnął długowłosy.

-Czy ja dobrze pamiętam, że przyszedł do nas gadający kot?- wymruczał z ustami wciśniętymi w poduszkę. Hao tylko pokręcił głową, co znaczyło mniej więcej tyle, że jest równie skonfundowany całą sytuacją.- Może mieliśmy jakąś zbiorową halucynację, czy coś?

-Nie mam pojęcia, Yoh.- westchnął.- I nie mam też siły, żeby się podnieść, więc pozostały nam dwie opcje – łamiemy sobie głowę nad duchami i reinkarnacją dopóki Anna nie przyjdzie nas wykopać, albo wracamy spać i mamy wszystko gdzieś.

-Druga opcja bardziej mi się podoba.

-Mi też.

Hikari chyba zgadzała się z podjętą przed nich decyzją, bo na oślep rzuciła w nich poduszką Anny, mamrocząc coś co brzmiało jak „zamknijcie się obaj”.

*kilka tygodni później*

ej chopie podobosz mi sie fest jest online-

ej chopie podobosz mi sie fest: Które mądre mi znowu nick zmieniło? -,-

light of the world: Yoh!

cinamon roll: Tak naprawdę to Hikari. Mi też zmieniła.

light of the world: co ja poradzę, że mnie Wena naszła?

Anna: O drugiej w nocy?

light of the world: Ona chodzi własnymi ścieżkami? xd

ej chopie podobosz mi sie fest:

ej chopie podobosz mi sie fest: Miałem wam cos powiedzieć, ale po namyśle zmieniam zdanie.

jestem ta starsza: Hikari, przeproś =_=

nie jestem dziewczyną jest online-

light of the world: Lyserg, weź mnie ratuuuj ;-;

nie jestem dziewczyną wylogowany-

let it snow: Umiesz odstraszać ludzi, nie ma co XD

let it snow: chwila moment…

ZłotaDynastia: Wszystkim zmieniłaś te nicki? -,-

light of the world: no prawie xd

light of the world: dla Anny miałam fajny pomysł, ale za bardzo się bałam xd

Anna: hn

ej chopie podobosz mi sie fest opuścił czat-

cinamon roll opuścił czat-

jestem ta starsza: Ej no! =_=

Łaciata: Pewnie na pw poszli >.>

jestem ta starsza: Alee ja chce wiedzieć co Hao chciał powiedzieć!

jestem ta starsza: damn u Hikari :<

light of the world: he he he

sex,drags&rock’n’roll dołączył do czatu-

sex,drags&rock’n’roll: No siema, dzieciaki

sex,drags&rock’n’roll: przypominam o próbie Hikari

light of the world: haai

ZłotaDynastia: A tego kto zaprosił? -,-

jestem ta starsza: Marshall się sam zaprasza

sex,drags&rock’n’roll: C:

*tymczasem bliźniacy*

Hao: Zeke

Yoh: Co?

Hao: Gadający kot miał rację.

Hao: Odnośnie tych imion.

Hao: Jak sobie pomyślę, że mogłem skończyć z imieniem Zeke, to mi się słabo robi.

Yoh: xDD

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ściągawka pseudonimów:
light of the world – Hikari (jap. światło… inteligentne, wiem)
cinamon roll – Yoh (a spróbujcie tylko zaprzeczyć, że tak nie jest :p)
ej chopie podobosz mi się fest – Hao (powiem tylko, że rozszerzenie z polskiego dziwnie na mnie działa)
let it snow – Horo  Horo (chyba wiadomo czemu ;))
ZłotaDynastia – Ren (chciałam, żeby zabrzmiało w stylu tureckich seriali, nie wiem czy wyszło xd)
jestem ta starsza – Nancy (często o tym przypomina ^^”)
Łaciata – Milla (bo Milka… ba dum tss)
sex,drags&rock’n’roll – Marshall (prosta sprawa)
nie jestem dziewczyną – Lyserg (pamięta ktoś jeszcze jego debiut w Sk? xd)
Anna – Anna (you don’t say? :o)

Przeglądając stare notatki przy kończeniu tego tworu natknęłam się na dopisek „Z dedykacją dla Kariny i Putina”. I teraz mam lekki problem bo nie wiem czy owa dedykacja odnosi się One-shota, czy zapisanej obok liczby „69”…
Shun: Cóż mogę rzec, dorastanie to dziwny okres.
Taa… może lepiej zostawię to jak jest i nie będę się zagłębiać xD
Życzeń bożonarodzeniowych nie zdążyłam złożyć, ale mogę przynajmniej życzyć wam dużo szczęścia w Nowym Roku ^^

611428e0d87797895ec85e017e4c62f4

*I jeszcze krótkie behind the stage*
Shun: Nie wierzę, że musiałaś oślepnąć na jedno oko, żeby zabrać się do pisania.
Cicho bąąądźźź. Wcale nie oślepłam -,-
Shun: Ach tak? -,-
To tylko gradówka, już schodzi.
Shun: Tu masz akurat szczęście.
*słychać burczenie w brzuchu* Jestem głodna ;~;
Shun: Wody się napij.
Ale ;~;
Shun: Nie ma podjadania w środku nocy.
Jesteś potworem ;~;
Shun: Kończ waść, wstydu oszczędź -,-

Shaman King II ~ Prolog

Bywały takie momenty, kiedy sam się zastanawiał dlaczego w ogóle to robi? Czemu ryzykuje swoją pozycję, a nawet życie dla kogoś kogo nawet dobrze nie znał? Nie miał nic do obecnej zwyciężczyni Turnieju Szamanów. Można nawet powiedzieć, że ją lubił. No i była Królową Szamanów co oznaczało, że – przynajmniej w teorii – powinna być potężniejsza od jego władców, a on lubił trzymać się ze stroną wygraną.

A jeśli przy okazji miał pretekst, aby widywać się z pewnym kruczowłosym duchem to czemu miałby narzekać na tę współpracę.

Kryjówka Królowej była jedynym miejscem w całym piekle, w którym można było zobaczyć żywą naturę. Wejście było dobrze ukryte i prowadziło w głąb góry. Tam, w skalnej jaskini opatrzonej barierą ochronną stała średniej wielkości rezydencja otoczona zielonym ogrodem pełnym drzew i krzewów, a nawet niewielkim wodospadem. Kiedy za pierwszym razem przyprowadzono go do tego miejsca był przekonany, że wszystko co widzi jest tylko iluzją. To przecież niemożliwe, aby jakiekolwiek rośliny były w stanie rosnąć na litej skale. Jednak trawa pod jego stopami wydawała się zbyt miękka, a woda w strumieniu zbyt chłodna i… morka, aby mogła być iluzją.

Przez większość czasu rezydencja stała pusta – Hikari nawet strażników wolała trzymać po swojej stronie portalu. Bariera barierą, ale lepiej nie ryzykować wykrycia przez kogoś z zewnątrz – a mimo to zawsze gdy Feniks do niej przychodził wyglądała jakby ktoś ją świeżo wypucował od fundamentów do dachówek. To też musiała być luzja.

Rozsunął drzwi – nigdy nie były zamknięte – i porozglądawszy się po naściennych malowidłach, udał się na piętro do biblioteki. W końcu miał jeszcze trochę czasu do spotkania z Shinsuke.

*

Spotykali się zawsze o tej samej porze, w ten sam dzień miesiąca i jak zawsze Feniks już na niego czekał, gdy stawiał się na miejscu.

-Wybacz, że musiałeś czekać.- powiedział zamiast powitania.

Demon oderwał wzrok od czytanej książki i zmierzył przybysza wzrokiem od stóp po grzbiet skrzydeł, a jego czerwone oczy ściemniały odrobinę.- I tak przyszedłem za wcześnie.- odparł z wpływającym na usta uśmieszkiem.

To było ich standardowe przywitanie, każdy element począwszy od przejawu dobrego wychowania Shinsuke, przez sugestywne spojrzenie Feniksa – wiele czasu minęło zanim Shin przestał się pod nim wzdrygać – i dość niezręczną ciszę, która zalegała po nim.

Minęła chwila zanim Shinsuke odchrząknął – Hikari martwi wzmożona obecność demonów na Ziemi. Od ostatniego miesiąca zwiększyła się prawie dwukrotnie a wcale nie była wcześniej niska, o czym z resztą ci już mówiłem.

-Tak, pamiętam.- Feniks westchnął, przełączając się na tryb „najpierw praca, flirty później”.

-Miałeś przyjrzeć się sytuacji.

Demon przytaknął.- Z tym, że w pałacu niewiele się zmieniło. Enma, Mefisto, wszyscy zachowują się chamsko i podejrzanie, ale to nie odbiega zbytnio od normy. Próbowałem podpytać, dlaczego ostatnio się u nas tak pusto zrobiło, ale nie udzielono mi żadnej konkretnej odpowiedzi. Ciężko coś wywnioskować z ich reakcji. Izanami zdaje się nic nie wiedzieć, a Anubisa więcej nie ma niż jest, więc jeżeli już ktoś z Czwórki coś planuje, to najprędzej on. Reszta albo nie wie, albo udaje, że nie wie.

-Znam wasze realia na tyle dobrze, aby podejrzewać to drugie.- powiedział Shinsuke i opadł na fotel po drugiej stronie stołu, ciesząc się, że atmosfera i rozmowa stały się o wiele bliższe jego pojmowaniu.

-Ja również.

-Anubis również widziany był kilkukrotnie na Ziemi, głównie w Chicago, Madrycie i Hongkongu. Jakieś pomysły, co może tam robić?

-Może buduje armię.- rzucił Feniks.

-Po co miałby to robić na Ziemi? W piekle trudniej byłoby go wykryć. Tworzenie demonicznej armii w świecie ludzi mija się z celem. Poza tym – przeciwko komu miałby walczyć? Jest współwładcą piekła, Królowej i tak nie zagrozi i doskonale jest tego świadom. To bez sensu. Musi chodzić o coś innego. Niekoniecznie związanego z otwartą walką.

-To Anubis, równie dobrze może chcieć po prostu namieszać. Kojarzysz epidemię dżumy z czternastego wieku? Zgadnij kto ją wywołał.- fuknął Feniks.

-Ówczesny Król Szamanów na to pozwolił?- Shinsuke uniósł brew w zdziwieniu.

-Jakaś straszna kaleka z niego była. Nie zdążył ogarnąć co się dzieje. Albo świadomie zignorował, ciul wie.

Shinsuke zastanowił się nad jego słowami.- Myślisz, że planuje to powtórzyć?

-Epidemię czarnej śmierci? Co ty.- prychnął.- W dzisiejszych czasach to nie przejdzie. No i Anubis nigdy nie powtarza starych numerów. Jeżeli coś planuje, albo znowu wmieszał się w jakąś grubszą sprawę, to gwarantuję ci, że zwali nas z siedzeń, zanim zdążymy ogarnąć co się dzieje.

-Wmieszał się?- powtórzył za nim.

Feniks zarzucił nogę na nogę i posłał mu poważne spojrzenie.- Demony nie zawsze są inicjatorami. Częściej po prostu stoimy z boku i patrzymy, jak ludzie niszczą siebie nawzajem.

*

Amidamaru długo rozważał swoją sytuację. Spędził niezliczone noce na dachu lub parapecie w pokoju swojego szamana patrząc w gwiazdy i zastanawiając się odejście do świata duchów to dobry pomysł. Obiecał Yoh, że będzie go strzegł, owszem, ale w miarę upływu lat pragnienie ponownego zobaczenia się z Mosuke przybierało na sile. A obowiązek wobec Asakury wręcz przeciwnie – zdawał się maleć z każdym dniem. Yoh był teraz prawie dorosły, skupiony na swoim przyziemnym życiu tak mocno, że czasami zdawał się zapominać o jego istnieniu. Od kiedy Turniej Szamanów się zakończył nie walczyli ani razu, nie licząc pojedynków sparringowych, które teraz też odbywały się coraz rzadziej, bo Yoh zwyczajnie nie miał na nie czasu. Nawet na lenienie się nie miał czasu.

W świecie żywych było spokojnie… albo na tyle spokojnie na ile może w nim być. Nikt nie atakował ich na ulicy, co zdarzało się notorycznie w czasach Turnieju. Yoh nie potrzebował ochrony, a przynajmniej nie takiej, której mógł mu udzielić. Spełnił swoją powinność jako ducha strażniczego. Czy nic mu się za to nie należało? Nawet zjednoczenie z przyjacielem?

Z drugiej strony, co jeśli Marco wróci? Jeśli pojawi się nowe zagrożenie? Duch Ognia dawno już pożegnał się z Hao i wrócił do Króla Duchów. Jeśli odejdzie, Yoh i Hao będą kompletnie bezbronni. Jeśli…

-Damy sobie radę.

Amidamaru spojrzał na szatyna. Zamyślił się tak bardzo, że nawet nie zauważył, kiedy nastolatek wstał i do niego podszedł. Zamiast spojrzeć na swojego stróża wpatrywał się w nieboskłon tak jak on sam robił chwilę wcześniej. Noc była całkiem jasna. Czarne oczy Yoh błyszczały w świetle księżyca, a odbijające się w nich zrozumienie i wiedza znacznie wykraczały poza jego wiek.  

Tymczasem Yoh, idealnie odgadując myśli swojego stróża, odezwał się cicho.- Możesz iść, jeśli chcesz. Mosuke też pewnie nie może się doczekać.

Amidamaru podumał jeszcze chwilę, po czym odparł, kręcąc głową.- Jeśli przejdę do świata duchów, szansa, że wrócę będzie bardzo nikła. Nie mogę…

-Zasłużyłeś na odpoczynek.- Yoh przymknął oczy.- No i zapominasz, że mamy po swojej stronie Hikari. Jeśli będę cię potrzebował, na pewno pozwoli ci wrócić.- powiedział z przekonaniem, którego nie czuł. Pomimo obietnicy powrotu, Hikari nie pokazała im się ani razu, od dnia swojej koronacji. Mimo to, szatyn wierzył, że Królowa nadal nad nimi czuwa. Chciał w to wierzyć. 

Amidamaru spuścił głowę. Jak to się stało, że ze wszystkich szamanów na świecie trafił właśnie na Yoh? Nie zasługiwał na takiego partnera. Żaden inny szaman nie pozwoliłby mu tak po prostu odejść. Nikt inny…

-Dziękuję, Yoh-dono.- wyszeptał samuraj, kłaniając się w pas.- Dziękuję za wszystko. 

-To ja powinienem dziękować, Amidamaru.- Yoh posłał mu smutny, choć szczery, uśmiech i odwzajemnił ukłon.- Byłeś jednym z moich pierwszych przyjaciół. I zawsze nim będziesz.

Amidamaru skinął głową.- Żegnaj, Yoh-dono… i nie daj się.

-Na razie.

Yoh chwilę jeszcze patrzył jak Amidamaru zmierza w stronę Nawiedzonego Wzgórza, po czym zasłonił rolety i starając się opanować drżenie rąk, odwrócił się, aby wrócić do spania. Gdy zobaczył, że drugi lokator przygląda mu się szeroko otwartymi – i zdecydowanie nie zaspanymi – oczami, był tylko trochę zawiedziony. Specjalnie mówił ciszej, żeby drania nie obudzić, ale co tam. Skoro już się stało to mógł z czystym sumieniem wpakować się do jego futonu i użyć go jako chusteczki do nosa. Hao bynajmniej nie protestował, wręcz przygarnął brata do siebie i otoczył ciasno ramionami.

Tak zasnęli. 

*

Amidamaru trochę inaczej wyobrażał sobie świat po drugiej stronie Króla Duchów. Cóż, na pewno nie sądził, że wyląduje przed bramą do złotem opływającego pałacu. Wyląduje… huh? Amidamaru spojrzał w dół na swoje stopy, zdumiony tym, że faktycznie owe stopy posiada. I że dotykają one ziemi.

Zaraz czy to znaczyło…?

Spróbował przejść przez bramę, ale zatrzymał się na kratach. Nie był już duchem! Albo wręcz przeciwnie – nic nie było materialne, łącznie z nim samym, więc i tak wychodziło na jedno i to samo. 

Nagle brama stanęła otworem i Amidamaru został powitany i gestem zaproszony do środka przez jednego ze strażników. Był mniej więcej jego wzrostu, odziany w jasną, lekką zbroję, a głowę i całą twarz chował pod dopasowanym kapturem.

-Królowa cię oczekuje.- powiedział nieznajomy, nietypowym głosem, którego Amidamaru nie mógł jednoznacznie określić jako męski lub żeński. 

Samuraj zawahał się. Przecież nie tutaj chciał się znaleźć. Czy wszyscy zmarli przechodzili przez Pałac, aby dostać się do świata duchów? Gdzie Wielki Duch? Gdzie bladoniebieska pustka? Ostatecznie jednak doszedł do wniosku, że skoro Hikari chciała się z nim zobaczyć, to Mosuke może poczekać jeszcze chwilę.

Gdy był prowadzony ku wejściu, dwóch kolejnych strażników pojawiło się tuż przed drzwiami. Strażnik, który go prowadził zsunął kaptur z twarzy. Czy zrobił to dla potwierdzenia tożsamości Amidamaru nie mógł stwierdzić, gdyż strażnik właściwie nie miał twarzy. Siłą woli powstrzymał się przed wzdrygnięciem. Teraz rozumiał dlaczego chowali się pod kapturami.

Ledwo znalazł się wewnątrz usłyszał znajomy głos:- Ja go stąd przejmę.

-Shinsuke!

Minęły lata odkąd się widzieli, a duch stróż Hikari nie zmienił się ani o jotę – nie żeby to było jakimś wielkim zaskoczeniem. Miał tylko inne ubranie – stylem podobne do strażników, ale w ciemnych kolorach i bez kaptura zaciągniętego na twarz. Długie, ciemne włosy nosił spięte w koński ogon, jedno z pasm zaplecione w cienki warkoczyk. Z jego pleców wyrastała para majestatycznych skrzydeł o czarnych piórach.

Amidamaru zapamiętał go jako wiecznie smutnego gbura (czy jak to się nazywało we współczesnych czasach…? Emo…?) toteż zdziwił się trochę gdy nastolatek posłał mu szeroki uśmiech.

-Ciebie też dobrze widzieć, Amidamaru.

-Powiesz mi dlaczego mnie tutaj ściągnęliście?- zapytał.- Chyba, ze Hikari zaprasza do siebie wszystkie duchy…

Shinsuke zaśmiał się krótko.- Nie do końca. Po prostu korzystamy z okazji, że tutaj jesteś. 

-To znaczy?

-Potrzebujemy twojej opinii w pewnej sprawie.- skinął ręką, karząc mu za sobą podążać.- Potem Hikari osobiście zaprowadzi cię do Mosuke. To dotyczy bezpieczeństwa Yoh. Czy raczej może dotyczyć w niedalekiej przyszłości. 

Amidamaru czuł jak zalewa go zimny pot.- Yoh coś zagraża?

Czyżby właśnie popełni największy błąd w swoim życiu?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*rozgląda się niepewnie* To tego… to na pewno jest mój blog?
Shun: Ta.
Aha. A ty to?
Shun: -,-
Zgrywam się tylko, zgrywam ^^” Niczego nie zapomniałam ^^” Tylko tak trochę nie mogę uwierzyć, że minęły już ponad 3 miesiące xd Liceum zagina czasoprzestrzeń czy kij? xd 
Ps. Od razu ostrzegam – naprawdę nie liczcie, że rozdziały będą pojawiać się częściej bo są święta xd Ja już myślami jestem w styczniu na wystawieniu ocen xd Sama fabuła tej części jest jeszcze w fazie wymyślania (na razie mam tylko marny szkic >.>) nic wspominając o czymś takim jak czas, chęci i tydzień wolny od sprawdzianów… a nie. To ostatnie to antyteza, przecież takie tygodnie nie istnieją xd